Przesłuchiwany funkcjonariusz od maja 2011 r. pełnił obowiązki zastępcy naczelnika wydziału ochrony ekonomicznych interesów państwa w gdańskiej delegaturze ABW. Następnie został mianowany na zastępcę naczelnika, a od połowy 2012 r., po reorganizacji, został zastępcą naczelnika wydziały operacyjnego delegatury. Prowadzenie nadzoru nad sprawą powierzono mi we wrześniu 2012 r., kiedy śledztwo było już dosyć aktywne - zeznał świadek.

Reklama

Zaznaczył jednak, że ze sprawą Amber Gold zetknął się jeszcze w 2011 r., gdy spółka wchodziła w biznes lotniczy. Informacje te - jak relacjonował - uzyskał od funkcjonariusza, który te informacje do delegatury przyniósł. Skarżył się, że ten temat nie został podjęty - powiedział świadek. Dodał, że taka decyzja zapadła na szczeblu dyrektorskim gdańskiej delegatury. Z przekazu funkcjonariusza, który mi to powiedział zrozumiałam, że to był zastępca dyrektora - doprecyzował świadek.

Przewodnicząca komisji Małgorzata Wassermann (PiS) pytała świadka o przebieg i charakter działań ABW ws. Amber Gold. Funkcjonariusz powiedział, że przekaz był taki, żeby trzymać się głównego nurtu śledztwa, natomiast wątki poboczne były wyłączane do innych śledztw. Wyjaśnił, że w zakres głównego śledztwa wchodziło rozpoznanie piramidy i działania Amber Gold. Ja to rozumiałem jako rozpoznanie m.in. finansowania, generalnie działania firmy, i z tym związanych dalszych transferów środków - zeznał funkcjonariusz ABW.

Dodał, że jednym z elementów działań było ustalenie, skąd pochodziły pieniądze na rozpoczęcie działalności Amber Gold oraz ustalenie, czy szefowie spółki: Marcin P. i Katarzyna P. działali samodzielnie, czy też mieli mocodawców lub współdecydentów. Podkreślił, że prowadzone były czynności, żeby ustalić, czy doszło do wyprowadzenia pieniędzy z Amber Gold i gdzie ewentualnie mogły się te środki znajdować.

Wassermann pytała, co udało się ABW ustalić ws. pochodzenia kapitału początkowego i pomysłu na "rozkręcenie" Amber Gold. Nie pamiętam dokładnie szczegółów, ale prawdopodobnie pomysł był zapożyczony, gdzieś z Niemiec lub ze Szwajcarii, to była kalka działalności zagranicznej" - powiedział świadek. Dodał, że według ustaleń, pieniądze na start Amber Gold pochodziły z wpłat klientów. Była też hipoteza, ale też już bardzo precyzyjnie nie pamiętam, że pieniądze mogą pochodzić z poprzednich działalności pana Marcina P. i jego żony - powiedział funkcjonariusz ABW.

Reklama

Z kolei odpowiadając na pytania Tomasza Rzymkowskiego (Kukiz'15) powiedział m.in., że nie udało się jednoznacznie potwierdzić, że pieniądze na działalność Amber Gold pochodziły ze zorganizowanej przestępczości, choć taka hipoteza była brana pod uwagę.

Przewodnicząca komisji pytała też, czy ABW ustaliła krąg osób, z którymi kontaktował się i konsultował swoje decyzje Marcin P. Tak, ustalaliśmy takie osoby (...) ustaliliśmy osoby z imienia i nazwiska, ich ewentualną rolę w kontaktach i działalności Amber Gold - zeznał świadek. Według mojej wiedzy, osoby takiej inicjującej, która by stała za panem Marcinem P. nie było - dodał funkcjonariusz ABW.

Jarosław Krajewski (PiS) pytał świadka, czy Agencja badała wątek ewentualnych powiązań Marcina P. z gdańskimi politykami. Funkcjonariusz zeznał, że ustalenia w tej kwestii były robione. O ile pamiętam wskazywały na to, że Marcin P. bardzo hojnie wspierał wiele inicjatyw pieniędzmi uzyskanymi w ramach Amber Gold, co miało zapewne przyczynić się do promocji tej firmy i pewnie w jakimś stopniu jej uwiarygodnienia - stwierdził.

Poseł PiS pytał też, czy gdańskiej ABW udało się uzyskać materiał dowodowy, który pozwoliłby postawić zarzuty innym osobom niż Marcin i Katarzyna P. W mojej ocenie było to możliwe do wykonania biorąc pod uwagę, że firma nie działała w oparciu tylko o te dwie osoby, ale o sztab wielu ludzi, którzy tę firmę prowadzili, pomagali prowadzić tę firmę, te lokaty sprzedawali i uzyskiwali z tego tytułu korzyści"- zeznał funkcjonariusz.

Natomiast Krzysztof Brejza (PO) pytał świadka m.in. czy posiada wiedzę na temat tego, że Marcin P. wynosił w krótkich okresach czasu, przez wiele miesięcy znaczne kwoty z sejfu z centrali Amber Gold. Chodzi np. o kwoty 50 tys. zł regularnie wynoszonych, co kilka dni, co tydzień - wskazał Brejza.

O ile pamiętam takie informacje się przewijały. Jeśli chodzi o te kwoty, o których pan mówił, to według tego co nam się udało ustalić, wydawał (je) na swoje potrzeby własne - zeznał funkcjonariusz. 50 tys. w tydzień? - dopytywał polityk Platformy. Myślę, że dla tego pana nie stanowiło to problemu - ocenił świadek. W toku kolejnych pytań funkcjonariusz zeznał, że Agencja ustaliła krąg osób spoza Gdańska, z którymi P. się spotykał. O ile pamiętam udało się namierzyć przynajmniej część tych osób" - mówił. Możliwe, że do nich wywoził kasę? - pytał dalej Brejza. Hipoteza jest prawidłowa - odparł świadek.

Członkowie komisji pytali też o brata Katarzyny P. i jego ewentualnej roli w spółce. Proszę powiedzieć, czy pełnił jakąś rolę w Amber Gold, w sensie popełnienia przestępstwa - pytała Wassermann. Bezpośrednio o ile pamiętam to nie, ale mogło być to jedno z miejsc lokowania środków lub prania (pieniędzy) - odpowiedział funkcjonariusz. Czy on był kontaktem dla Marcina i Katarzyny P. z kimś, kto mógł stać za Amber Gold, według pana wiedzy - kontynuował wątek Brejza. Jest to prawdopodobne - ocenił świadek.

Natomiast Rzymkowski pytał o hipotezę "parasola ochronnego" funkcjonującego nad Amber Gold i małżeństwem P. Świadek odpowiedział, że w pierwotnych hipotezach takiego twardego założenia nie było". "Myślę, że te wątki, gdzieś potem się pojawiały (...). O ile pamiętam, jeśli chodzi o powiązania, o kwestie osób związanych z wymiarem sprawiedliwości, po wstępnej weryfikacji informacje były przekazywane do centrali - zeznał świadek.

Rzymkowski dopytywał, czy oznaczało to, że w sytuacji pojawienia się elementów wskazujących na wątek parasola ochronnego nad Amber Gold, kierownictwo delegatury ABW wskazało konieczność informowania Warszawy. Tak to pamiętam - powiedział świadek.

W trakcie przesłuchania Krajewski pytał - w kontekście sprawy Amber Gold - o relacje pomiędzy gdańską delegaturą, a centralą ABW. Trudno to jednym słowem określić, natomiast generalnie ja tego wsparcia nie odczułem. Mówię o swojej pozycji, rzeczy, które ja wykonywałem. Na różne nasze potrzeby ustaleniowe, czy gdy trzeba było coś zweryfikować, bywały z tym problemy - mówił świadek. W ocenie funkcjonariusza, centrala ABW nie miała zaufania do gdańskiej delegatury. Dodał też, że jego zdaniem, centrala chciała obciążyć gdańską delegaturę odpowiedzialnością za całą sprawę Amber Gold.

Witold Zembaczyński (Nowoczesna) poruszył wątek inwestycji Amber Gold w linie lotnicze OLT Express. Pytał świadka, czy zastanawiał się nad sensem ekonomicznym tej inwestycji. Świadek zeznał, że do zainwestowania w ten rynek twórcę Amber Gold pchnęli jego doradcy, ludzie, z którymi współpracował.

Świadek pytany, jakie korzyści mieli odnieść ci doradcy P., odpowiedział: Moim zdaniem to był sposób, żeby oszukać Marcina P. i wyciągnąć od niego pieniądze i wytransferować dalej. Wydaję mi się, że Marcin P. nie do końca rozumiał tę branżę - ocenił świadek.

Dopytywany, kto miał bezpośrednio zarobić na inwestycji w linie lotnicze, świadek powiedział, że wydaje mu się, że te osoby, które prowadziły linie lotnicze dla Marcina P. Pytany, czy chodzi o pracowników spółek lotniczych zależnych od Amber Gold, funkcjonariusz ABW, odparł: Tak sądzę.

Przewodnicząca komisji dopytywała, czy kiedykolwiek badany był wątek zarobku na biznesie lotniczym przez osoby zarządzające liniami lotniczymi. Świadek odpowiedział, że bardziej szczegółowo - nie. Zaznaczył, że hipotezę nt. linii lotniczych w historii Amber Gold postawił teraz, mając wiedzę ogólną nt. Amber Gold. Już dzisiaj to są moje refleksje - powiedział funkcjonariusz ABW.

Wassermann powiedziała, że to, co mówi świadek jest załamujące. Pan chce powiedzieć, że komisja śledcza - która jest bardzo uboga w narzędzia, nie mamy żadnych możliwości operacyjnych, żadnych narzędzi, poza tym, że możemy państwa tutaj wzywać i przesłuchiwać - jest w stanie przez półtora roku ustalić więcej, niż największa służba specjalna w Polsce - stwierdziła szefowa komisji.