Żandarmi zatrzymali żołnierzy na polecenie Naczelnej Prokuratury Wojskowej. To wynik śledztwa prowadzonego początkowo w Afganistanie, a następnie kontynuowanego przez wydział ds. przestępczości zorganizowanej Naczelnej Prokuratury Wojskowej w Poznaniu.

Żołnierze byli zatrzymani w naszym kraju. Teraz są przesłuchiwani.

Sprawa objęta jest w całości klauzulą "ściśle tajne". Treść zarzutów prokuratura ma ujawnić dopiero jutro. Dziś prokurator powiedział tylko, że sprawę prowadzi pułkownik, który zna sytuację w Afganistanie, bo służył na misjach zagranicznych.

Chodzi o sprawę z 16 sierpnia - dwa dni wcześniej w Afganistanie zginął pierwszy polski żołnierz, porucznik Łukasz Kurowski. Oddział z bazy Wazi Khwa patrolował okolice. Wtedy transporter Rosomak najechał na minę, a Polaków ostrzelali talibowie. Napastnicy użyli cywilów jako żywych tarcz. Kiedy nasi żołnierze wystrzelili w ich kierunku pociski z moździerzy, zginęło kilku cywilów, a paru innych zostało rannych.

Podczas akcji zatrzymano dwóch talibów. Jednym ze schwytanych, jak informowało MON, był "Puma" - nr cztery na liście najbardziej poszukiwanych terrorystów w Afganistanie.

Zgodnie z miejscową tradycją wojsko "zrekompensowało" straty rodzinom poszkodowanych. W ramach zadośćuczynienia - bliskim zabitych i rannych wypłacono odszkodowanie, otrzymali także owce, barany i mąkę.

Trzy afgańskie kobiety ranne podczas akcji trafiły do Polski na leczenie.











Reklama