Mapa pokazująca miejsce katastrofy została sporządzona na potrzeby Urzędu Gminy w Mirosławcu. Na jej terenie leży wojskowe lotnisko. "Oznaczyliśmy to miejsce na podstawie słów strażaków, którzy tam byli w dniu tragedii" - opowiada jeden z urzędników gminy. "Mogę panu oczywiście wytłumaczyć, gdzie dokładnie leżał wrak, ale mapa pokazuje to bardzo dokładnie. Nie ma najmniejszych wątpliwości, gdzie upadła CASA" - dodaje jeden z cywilów, który tydzień temu próbował ratować ofiary katastrofy.
O to, czy mapa pokazuje prawdziwe miejsce upadku maszyny, zapytaliśmy jednego ze śledczych z prokuratury badającej tragedię. "Nie potwierdzam. Nie zaprzeczam. To informacje śledztwa, które są objęte tajemnicą. Na tym etapie nic nie mogę powiedzieć" - mówi ppłk Waldemara Praszczyka z wojskowej prokuratury w Poznaniu prowadzącej śledztwo w sprawie katastrofy CASY.
Według mapy, do której dotarliśmy, CASA upadła około kilometra od początku pasa, na tory kolejowe, ale nie w tzw. osi pasa, czyli linii biegnącej przez jego środek oraz dwie radiolatarnie naprowadzające, jedną położoną bliżej lotniska, drugą dalej. Wrak leży około 320 metrów na lewo od tej linii. Co to oznacza? Że pilot samolotu, aby wylądować w Mirosławcu, musiał wykonać co najmniej jeszcze jeden manewr korygujący lot - skręt czy jak to mówią lotnicy, dochylić, dogiąć się do pasa.
"Coś się musiało zdarzyć, że CASA nie doleciała do pasa startowego, i to wyjaśnia komisja. Pod uwagę brany jest każdy szczegół. Również to, w którym miejscu rozbił się samolot" - mówi DZIENNIKOWI płk Wiesław Grzegorzewski, rzecznik prasowy Sił Powietrznych. "Ale sprawny samolot jest w stanie, mówiąc żargonem lotniczym, <dogiąć> się do pasa".
Według Grzegorza Hołdanowicza, eksperta lotniczego, samo miejsce upadku samolotu pozwala wykluczyć hipotezę, że CASA, podchodząc wzdłuż osi pasa startowego, za wcześnie dotknęła ziemi. Jeśli nawet podchodziła prawidłowo, coś ją z tego toru wytrąciło. "Było to wydarzenie na tyle nagłe, że piloci nie poinformowali o niczym wieży kontrolnej, i miało takie skutki, że samolot zmienił kurs, uderzając w ziemię 300 metrów od właściwego toru podejścia" - mówi Hołdanowicz.
Czy w takim razie przyczyną tragedii mogłaby być nagła, nieoczekiwana i poważna awaria lub oblodzenie? Zwłaszcza jeśli doszło do niej w trakcie skrętu, kiedy samolot traci wysokość? "Piloci wojskowi to najwyższej klasy specjaliści. W ich przypadku pomyłka, tzw. błąd człowieka, jest wysoce nieprawdopodobny" - tłumaczy Andrew Brookes, ekspert International Institute of Strategic Studies w Londynie. "Znacznie bardziej prawdopodobna jest awaria techniczna samolotu, coś, co w krytycznej fazie lotu sprawia, że tracimy kontrolę nad maszyną. W sytuacji, gdy wciąż nie są znane okoliczności wypadku, wielkim błędem byłoby przerzucanie winy na pilotów" - dodaje Brookes.
Podkreśla, że co więcej, w tym przypadku w grę nie wchodzą czynniki, które zwykle odgrywają wielką rolę w katastrofach spowodowanych "błędem człowieka". Tu była polska załoga lądująca na polskim obiekcie, więc nie mogło być nieporozumień językowych. Piloci zapewne znali i swoją maszynę, i jej wyposażenie, a także lotnisko i jego okolice. Brookes uważa, że bardziej prawdopodobna więc wydaje się awaria techniczna samolotu. Ale przecież nie chodzi tu o maszynę, która ma pięćdziesiąt czy sześćdziesiąt lat. CASA C-295 to wypróbowany, wysokiej jakości sprzęt, któremu piloci ufają. "Ale jednak i takiemu może się przydarzyć awaria: wystarczy, że podczas lądowania w krytycznej chwili zawiedzie jeden z silników albo wskaźnik wysokości" - zaznacza Brookes.
p
DANIEL WALCZAK: Rozbita CASA nie upadła dokładnie w osi pasa startowego, ale około 320 metrów na lewo od niego. Czy transportowiec w ogóle powinien się znaleźć w tym miejscu?
SŁAWOMIR ŻAKOWSKI*: Samego wypadku komentować nie będę, powinien/nie powinien to pojęcie względne. Jeśli pilot melduje, że pas widzi, to znaczy, że on się dochyla do tego pasa. Widzi lotnisko, ale zmienia kierunek lotu, skręca.
Na przykład wychodzi z chmur, dostrzega pas, ale nie na wprost siebie, więc wykonuje manewr korygujący, czyli jak pan mówi - dochyla się?
Tak. Taką hipotetyczną sytuację należy potwierdzić.
Czy pilot zdążyłby wykonać te manewry i wylądować, będąc niecały kilometr od początku pasa? Siedząc za sterami samolotu CASA?
Na tym samolocie na pewno. W trudnych warunkach atmosferycznych, gdy np. działa system ILS, ląduje się jeszcze z przelotem 600 metrów. To znaczy zanim koła dotkną ziemi, przelatuje się nad początkiem pasa jeszcze dystans 600 metrów.
W sumie 1600 metrów od miejsca, gdzie faktycznie wyląduje?
Tak. To zwykła procedura stosowana w lotnictwie cywilnym i przez nas w transportowym.
Tyle że oprócz tego, czy samolot jest 300 metrów w bok od osi pasa, ważne jest, w jakim kierunku w tym momencie leci - czy nos jest skierowany już w kierunku lotniska, czy dopiero jest w zakręcie, który go na ten kierunek ustawi. W tym pierwszym leciałby prostoliniowo, w tym drugim - byłby w przechyle, zakręcając. Jednak na tym samolocie w obu wypadkach te 300 metrów jest do nadrobienia.
Czyli w tym wypadku musiał pojawić się jakiś inny element, bo piloci do końca niczego nie sygnalizowali?
Z niecierpliwością czekam na wyniki prac komisji. Jestem przekonany, że splotło się kilka czynników, które wystąpiły naraz, z których jeden był decydujący, ekstremalny.
*Płk dypl. pil. Sławomir Żakowski, dowódca 8. Bazy Lotniczej w Krakowie, w której stacjonują samoloty CASA
DANIEL WALCZAK: Wrak leży w odległości 320 metrów od osi będącej przedłużeniem lotniska, jest pan tym zaskoczony?
PILOT*: Domyślałem się. Latałem z Mirosławca i znam otoczenie bazy. Gdyby samolot spadł dokładnie w osi, to na filmie TVN powinien być widoczny płot bazy, tymczasem go nie było.
Co wynika z takiego położenia samolotu po upadku?
Pilot mógł się dochylać do pasa - to znaczy wyszedł z chmur, zobaczył, że nie jest na wprost pasa i wykonał skręt w jego kierunku. I wtedy coś się stało. Być może samolot z jakiegoś powodu zaczął tracić wysokość. Może doszło do przeciągnięcia, czyli zmniejszenia prędkości lotu i utraty siły nośnej, w rezultacie utraty wysokości.
CASA straciła nagle wysokość w trakcie skrętu, a że była nisko, uderzyła w ziemię?
Ja bym tak to widział. Podchodząc po raz drugi do lądowania, pilot robił ciasny zakręt pod chmurami. Nie chcąc zgubić pasa z pola widzenia, robił go blisko lotniska. W takiej sytuacji, gdy przechyli się samolot, to od razu zaczyna on opadać, jeśli nie dodasz obrotów, nie podniesiesz nosa. Żeby dostrzec opadanie w takich warunkach - przecież tam było ciemno, jak w studni - trzeba spojrzeć na wysokościomierz.
Czy jest inne wytłumaczenie położenia wraka?
Mógł lecieć na wprost pasa, ale mogło wydarzyć się coś bardzo nagłego, raptownego, że piloci nie zdążyli o tym powiedzieć wieży, a samolot zszedł w bok i uderzył w ziemię 300 metrów od osi pasa. Ale nie wiem, co to mogłoby być.
*Były pilot wojskowy, służył w jednostce lotniczej w Mirosławcu, chce zachować anonimowość