Według informacji tygodnika, policjantki z komend: głównej i stołecznej miały za zadanie wniknąć w szeregi zajmujących "białe miasteczko" osób, by bezpośrednio kontrolować sytuację.
"Wytypowano dziewczyny z przeszkoleniem pielęgniarskim, by były wiarygodne w oczach prawdziwych sióstr. Policjantki udawały protestujące do tego stopnia, że zostawały razem z nimi na noc w namiotach" - mówi informator "Newsweeka" z kręgów policyjnych. "Na pewno były wśród nas osoby inne, niż pielęgniarki, ale nie da się teraz tego udowodnić" - mówi Dorota Gardias, stojąca wówczas na czele protestu.
Funkcjonariuszki miały badać nastroje, gasić entuzjazm, zachęcać do rozjechania się. W tym samym czasie inna grupa policyjnych negocjatorek (również w cywilnych ubraniach) została skierowana do siedziby szefa rządu. Okupującym budynek pielęgniarkom przedstawiały się jako Zespół Społecznych Inspektorów. "Ich zadaniem było nękanie i uprzykrzanie życia tym kobietom" - wyjaśnia jeden z policjantów.
W alejach Ujazdowskich dyskretnie zamontowano dodatkowe kamery, monitorujące miejsce protestu. Przed kancelarię wysłano nawet nieoznakowany samochód z ukrytą kamerą - pisze "Newsweek".
O tym, że była to operacja specjalna świadczą równie specjalne nagrody, jakie otrzymali jej pomysłodawcy i wykonawcy. 25 lipca 2007 roku komendant główny policji Konrad Kornatowski nakazał ich przyznanie za "wzorowe przywracanie porządku" przed kancelarią premiera Jarosława Kaczyńskiego. Dla 100 funkcjonariuszy przeznaczono 71 tysięcy złotych.
Z dokumentów, do których dotarł "Newsweek" wynika, że w akcji, prócz negocjatorek i psycholożek, brali także udział antyterroryści. I tak, wśród zasłużonych znaleźli się m.in. mundurowi z Zarządu Operacji Antyterrorystycznych KGP. Rolą tego wydziału jest "prowadzenie działań bojowych, polegających na rozpoznawaniu i likwidowaniu zamachów terrorystycznych". Na wdzięczność komendanta (3 tysiące złotych) zasłużyła m.in. Paulina Kurek, ekspert Zespołu Taktyki Działań Oddziałów i Pododdziałów Policji z ZOA. Jak ustaliliśmy, to właśnie ona miała wybierać i kierować policjantkami-przebierańcami. Paulina Kurek odmówiła komentarza twierdząc, że nie może udzielać informacji na temat działań funkcjonariuszek w "białym miasteczku". 2,5 tysiąca złotych dostał też jej kolega, kierownik sekcji negocjacji antyterrorystów.
W operacji brali też udział policjanci z wydziału techniki operacyjnej Komendy Stołecznej Policji. Ci również zostali docenieni przez Kornatowskiego. Tysiąc złotych dostał m.in. detektyw z wydziału techniki operacyjnej Komendy Stołecznej Policji. Z kolei 2 tysiące złotych dostał Jarosław Konończuk, szef Zespołu Zarządzania Kryzysowego.
W styczniu na polecenie nowego komendanta głównego rozpoczęła się kontrola wewnętrzna. "Stwierdzono nieprawidłowości związane z udziałem policyjnych psychologów i negocjatorów w czasie protestu pielęgniarek. W związku z tymi ustaleniami 25 lutego 2008 roku skierowano do Prokuratura Krajowego zawiadomienie o uzasadnionym podejrzeniu popełnienia przestępstwa, w którym wskazano osoby, które mogą być odpowiedzialne za te nieprawidłowości" - mówi "Newsweekowi" Krzysztof Hajdas z biura prasowego KGP.
Zawiadomienie do prokuratury wcześniej wysłał Grzegorz Schetyna, szef MSWiA.
21 lutego prokuratura wszczęła śledztwo w sprawie przekroczenia uprawnień przez funkcjonariuszy publicznych i narażenia pielęgniarki na niebezpieczeństwo utraty zdrowia.