Sejm wybrał w czwartek prof. Zbigniewa Jędrzejewskiego do Trybunału Konstytucyjnego. Podczas tego głosowania posłanka Małgorzata Zwiercan oddała głos również w imieniu posła Kornela Morawieckiego. Oboje są już poza klubem Kukiz'15.

Reklama

- Wnioski do prokuratury zostały dzisiaj rano złożone tak, jak zapowiadaliśmy. Dotyczą one dwóch posłów: pani poseł Zwiercan i pana posła Morawieckiego, a także pana marszałka Kuchcińskiego, który będzie musiał się wytłumaczyć z tego, że wiedząc o złamaniu prawa na sali sejmowej, nie zareagował, a uciekając z sali sejmowej, wcześniej zamknął tę część porządku obrad, ogłaszając wynik głosowania - powiedział szef klubu PO Sławomir Neumann przed piątkowym posiedzeniem Zgromadzenia Narodowego w Poznaniu.

Lider PO Grzegorz Schetyna wyraził pogląd, że z uwagi na nieprawidłowości przy wyborze Jędrzejewskiego, prezydent Andrzej Duda nie powinien przyjmować od niego ślubowania - odebranie przez prezydenta ślubowania jest warunkiem, by sędzia mógł zacząć orzekać w TK. Prezydent zwrócił się w czwartek do marszałka Sejmu o wyjaśnienia w sprawie czwartkowego głosowania nad wyborem sędziego TK.

Reklama

- Prezydent Duda nie powinien przekierowywać odpowiedzialności, wskazywać marszałka Kuchcińskiego, tylko powinien sam zabrać głos i nie przyjąć tego ślubowania. Cała procedura powinna mieć swoją nową historię - powiedział Schetyna. Jego zdaniem, Duda powinien ponadto odebrać przysięgę od trzech sędziów Trybunału, których wybrał jeszcze poprzedni Sejm. - To byłby gest pokazujący jego podmiotowość i wizję Polski - ocenił szef Platformy.

Liderzy PO byli również pytani, czy rozważali bojkot piątkowych obrad Zgromadzenia Narodowego. Takie informacje pojawiły się po czwartkowym głosowaniu nad wyborem nowego sędziego TK. Schetyna przyznał, że były rozmowy na ten temat. "Rozmawialiśmy o tych wczoraj w tych emocjach, ale uważamy, że dzisiaj jest jednak wielkie święto, historyczna data, dlatego tutaj jesteśmy" - powiedział.

Zaznaczył jednak, że Platforma będzie przypominać o czwartkowych wydarzeniach w Sejmie. "Najgłośniej 7 maja, kiedy będziemy organizować - mam nadzieję - wielką demonstrację. Nie ma zgody na łamanie prawa, łamanie konstytucji i łamanie demokracji" - dodał Schetyna.

Reklama

Wiceminister sprawiedliwości Patryk Jaki ocenił w piątkowej rozmowie z dziennikarzami w Poznaniu, że przebieg czwartkowego głosowania w Sejmie na wyborem sędziego TK "nie kładzie się to cieniem na piątkowych uroczystościach Zgromadzenia Narodowego". „Pamiętajmy, że nie miało to żadnego wpływu na głosowanie, a z punktu widzenia rządu to wewnętrzy problem opozycji (...) Trudno mi powiedzieć, jakie będą teraz rozstrzygnięcia organów państwa, ale na pewno tę sprawę należy potraktować bardzo poważnie” – podkreślił. Jak mówił, głosowanie "na dwie ręce" nie przydaje estymy polskiemu parlamentowi, ale nie miało wpływu na wynik głosowania. "Dlatego przykro jest, że w ten sposób próbuje się kwestionować wybór jednego z najlepszych polskich karnistów” - dodał.

„Wniosek jest już w prokuraturze i w mojej ocenie powinniśmy to spokojnie, rzetelnie wyjaśnić, bo wiele wskazuje na to, że mogło dojść do popełnienia przestępstwa, ale organy państwa dobrze działają” – mówił Jaki.

Oba zawiadomienia, pod którymi widnieje podpis Neumanna, zostały złożone do Prokuratury Rejonowej Warszawa-Śródmieście. Pierwsze z nich dotyczy b. posłów Kukiz'15. Małgorzacie Zwiercan PO zarzuca poświadczenie nieprawdy poprzez - jak napisano we wniosku - "potwierdzenie okoliczności, która nie miała miejsca, czyli oddaniu głosu przez posła Kornela Morawieckiego w trakcie podejmowania decyzji nad przyjęciem uchwały w sprawie wyboru członka Trybunału Konstytucyjnego".

Jest to przestępstwo opisane w art. 271 par. 1 Kodeksu karnego - stanowi on, że "funkcjonariusz publiczny lub inna osoba uprawniona do wystawienia dokumentu, która poświadcza w nim nieprawdę co do okoliczności mającej znaczenie prawne, podlega karze pozbawienia wolności od 3 miesięcy do lat 5".

Zdaniem PO, podczas czwartkowego głosowania, Zwiercan dopuściła się również przekroczenia uprawnień poprzez - jak wskazano w zawiadomieniu - "oddanie głosu za posła Kornela Morawieckiego przez co doprowadziła do zafałszowania wyników głosowania nad przyjęciem uchwały w sprawie wyboru sędziego Trybunału Konstytucyjnego działając przy tym na szkodę interesu publicznego".

Chodzi o przestępstwo o którym mowa w art. 231 par. 1 Kk. (funkcjonariusz publiczny, który, przekraczając swoje uprawnienia lub nie dopełniając obowiązków, działa na szkodę interesu publicznego lub prywatnego, podlega karze pozbawienia wolności do lat 3).

Morawieckiemu z kolei Platforma zarzuca nakłanianie Zwiercan do popełnienia przestępstw poświadczenia nieprawdy i przekroczenia uprawnień. Zgodnie z art. 18 par. 2 "odpowiada za podżeganie, kto chcąc, aby inna osoba dokonała czynu zabronionego, nakłania ją do tego".

W drugim zawiadomieniu PO wskazuje, że marszałek Sejmu jako funkcjonariusz publiczny "nie dopełnił ciążących na nim obowiązków poprzez niedopuszczenie złożenia wniosku o dokonanie reasumpcji (czwartkowego) głosowania".

Zdaniem autorów wniosku, w ten sposób Kuchciński działał na szkodę interesu publicznego, czy dopuścił się przestępstwa z art. 231 par. 1 Kk (funkcjonariusz publiczny, który, przekraczając swoje uprawnienia lub nie dopełniając obowiązków, działa na szkodę interesu publicznego lub prywatnego, podlega karze pozbawienia wolności do lat 3").

Po ujawnieniu głosowania "na dwie ręce", Zwiercan została wykluczona z klubu Kukiz'15, a Morawiecki sam z niego wystąpił. - Popełniłam błąd, nie wiedziałem, że to jest niezgodne z prawem - mówiła w czwartek Zwiercan. Morawiecki tuż po głosowaniu przyznał, że poprosił klubową koleżankę o takie głosowanie. - Uważam, że jak upoważniam kogoś do głosowania, jest w porządku, w sensie moralnym - mówił poseł. Wieczorem w TVN24 wycofał się jednak z tych słów. - Nie to, że ja ją prosiłem, to nie było też tak do końca, ona zagłosowała impulsywnie, w pewnym afekcie - powiedział Morawiecki w programie "Tak jest".

W 2010 r. stołeczny sąd warunkowo umorzył postępowanie karne wobec dwóch b. posłów SLD Jana Chaładaja i Stanisława Jarmolińskiego, którzy w 2003 r. głosowali za nieobecnych kolegów. Według sądu przekroczyli oni swe uprawnienia, gdyż każdy poseł dysponuje tylko jednym głosem. Sąd orzekł, że mają zapłacić po pięć tys. zł na cel społeczny. Gdy cała sprawa wyszła na jaw, głosowania powtórzono.