W sfingowanym procesie, który często był farsą, skazywano ich na śmierć. Wcześniej byli torturowani przez ubeckich katów. Rozstrzeliwano ich w piwnicach, a później ich ciała przywożono na łąkę przy kościele św. Katarzyny na Służewcu. I tam po cichu zakopywano. Tak w latach 1945–1953 chowani byli więźniowie z aresztu przy ulicy Rakowieckiej w Warszawie. Szybkie wyroki w ich sprawach wydawał m.in. sędzia Mieczysław Widaj.
Dziś o tym, co się działo 60 lat temu, przypomina głaz przed kościołem z wyrwaną kratą i zapiskiem, że to miejsce spoczynku ofiar stalinowskiej bezpieki. "Tutaj koło kościoła mam 60 osób, a tam dalej jeszcze dwa tysiące ofiar" - pokazuje ksiądz Józef Maj, proboszcz parafii św. Katarzyny.
Gdy w piątek w Warszawie zmarł Mieczysław Widaj, rodzina zabrała się za organizowanie pogrzebu. Okazało się, że na miejsce spoczynku sędziego wybrali... cmentarz jego ofiar.
"W sobotę, gdy wróciłem późnym wieczorem z kolędy, nagle zadzwonił telefon. Zdziwiłem się, bo to był wicemarszałek Senatu Zbigniew Romaszewski. Powiedział, że nie powinienem się zgodzić na ten pogrzeb u siebie w parafii" - opowiada "Faktowi" proboszcz Maj.
Telefon wicemarszałka Romaszewskiego bardzo go zdziwił. W niedzielę na dobre rozdzwoniły się już telefony od oburzonych posłów. Zakończyła je rozmowa z córką zamordowanego żołnierza podziemia. "Była oburzona całą sprawą. Groziła, że będzie organizować demonstracje, jeżeli dojdzie do pogrzebu. A przecież mamy niedaleko podobne historie przed domem generała Jaruzelskiego. Nie chciałem, żeby takie działy się tutaj" - mówi ksiądz Józef Maj.
Właśnie ten ostatni telefon przesądził o decyzji proboszcza. Od razu porozumiał się z biskupem, który rozwiał już ostatnie wątpliwości. I zezwolił na odmowę pochówku.
"Nie można dopuścić, by kat leżał razem ze swoimi ofiarami" - tłumaczy ostatecznie duchowny.
Rozmowa z rodziną sędziego poskutkowała. Pogrzeb został przeniesiony. Odbędzie się w parafii św. Zofii Barat w Grabowie na Ursynowie. Co stanie się z miejscem wykupionym na służewskim cmentarzu? Rodzina zbrodniarza ma zdecydować dopiero po pogrzebie - pisze "Fakt".