Jak będziemy żyli za kilkanaście lub kilkadziesiąt lat? Szybko, coraz szybciej - tak najkrócej można scharakteryzować czekające nas zmiany. Najnowszy raport na ten temat przedstawia Ray Hammond, brytyjski futurolog, w książce "The World in 2030”.

Reklama

Ray Hammond zakłada, że w 2030 r. na życie ponad 8 mld ludzi, jacy będą zamieszkiwali nasz glob, w największym stopniu będzie oddziaływał galopujący postęp technologiczny.

Komputerowa rakieta

Do 2030 r. komputery mają się zmieniać w oszałamiającym tempie, a to za sprawą tzw. prawa Moore’a. W uproszczonej wersji głosi ono, że moc obliczeniowa tych urządzeń podwaja się co 18 miesięcy. Według niektórych w kolejnych latach okres podwajania się ich mocy będzie się skracał (dzięki nanotechnologii pozwalającej na zmniejszanie części komputerowych do wielkości cząsteczek i atomów), a to oznacza, że w 2030 r. komputery będą od pół nawet do miliona razy (!) potężniejsze niż obecnie. Co ważne, ten wzrost mocy dotyczy nie tylko szybkości pracy, ale też pojemności dysków twardych oraz pamięci RAM. Uzupełnieniem prawa Moore’a jest prawo Nielsena dotyczące internetu szerokopasmowego. Według niego wydajność łącza internetowego rośnie o 50 proc. rocznie. Zebrawszy to wszystko, jest możliwe, że za 27 lat na naszym biurku będzie stał komputer o mocy 2,5 Phz CPU, pamięci RAM 0,5 petabajta (1 petabajt = 1000 terabajtów, 1 terabajt = 1000 gigabajtów), dysku twardym 0,25 exabajta (1 exabajt - miliard terabajtów, czyli tysiąc miliardów GB) i połączonym z siecią łączem ośmioterabitowym.

Do czego potrzebna nam będzie taka komputerowa rakieta? Do korzystania z internetu, rzecz jasna. Tylko czy to będzie jeszcze internet? Hammond pisze o "komunikacyjnym medium”, łącząc po tym pojęciem sieć, telefony komórkowe, PDA, laptopy, telewizory i wszelkie inne urządzenia mające dostęp do internetu. Jego zdaniem w 2030 r. w ogóle nie będzie innych. Ludzie i przedmioty będą "zawsze włączone, zawsze w sieci, wszyscy do wszystkich i wszystko do wszystkiego, zawsze i wszędzie”.

Wirtualne wcielenie

Ale czy tak nie jest już teraz? Przecież z internetu można korzystać praktycznie w każdym miejscu. Otóż nie, a różnicę między internetem roku 2007 i roku 2030 najlepiej można wyjaśnić na przykładzie.

Reklama

Poniedziałek, ranek, dom. Dzięki sieci twój awatar (czyli wirtualne wcielenie) bierze udział w bardzo ważnej konferencji na szczycie drapacza chmur w Nowym Jorku. Prosisz jednego z uczestników o chwilkę rozmowy. Wasze doskonale animowane awatary odchodzą na bok, a ty już masz się odezwać, gdy do pokoju wpada twój syn. - Tato, idę do szkoły! Machasz ręką, nie odwracając wzroku od komputera. Na ekranie otwiera się dodatkowe okienko - syn przekroczył drzwi, które dały ci znać, że już wyszedł. Jednocześnie włącza się podgląd z kamery znajdującej się w guziku jego kurtki. - Cieszę się, że znalazł pan dla mnie chwilę - zagajasz rozmowę. Syntezator mowy zamienia twoje słowa na tekst, a następnie tłumaczy na japoński. - Żaden problem - słyszysz natychmiast po polsku.

Ale co to? Na ekranie pojawia się kolejne okienko. No tak, pod drzwiami domu stoi hydraulik. Przypominasz sobie, że wczoraj twoja inteligenta kuchnia przesłała ci wiadomość, że uszczelka w kranie jest bliska przetarcia. Jednocześnie ta sama wiadomość trafiła do firmy serwisującej. Wpuszczasz hydraulika i kończysz rozmowę z Japończykiem, zauważając mimochodem, że syn wstąpił do sklepu po trzy batony, na które wydał 15 zł, płacąc komórką. Zaraz potem odpalasz program korzystający z danych o ruchu drogowym. Informuje cię gdzie są korki i ustala optymalną trasę dojazdu do biura. Klikasz "OK” i trasa ta zostaje przesłana do komputera sterującego twoim samochodem. Jeszcze tylko szybki rzut oka na stan zdrowia babci (temperatura i ciśnienie w normie, zresztą, gdyby poczuła się gorzej, czujniki zawiadomiłyby już lekarzy) i możesz jechać do biura.

Brzmi jak fragment powieści science fiction? Opisane powyżej technologie już istnieją lub są na etapie testów. Opierają się na powszechnym dostępie do szerokopasmowego internetu i odpowiednio szybkich komputerów. I wreszcie wszystkie są odpowiedzią na trendy, jakie futurolodzy odnotowali w ostatnim czasie.

Wszechwidzące kamery

Pierwszy z nich to rosnąca z roku na rok popularność wirtualnej rzeczywistości. W ciągu zaledwie kilku lat światy, takie jak "Second Life” czy "World of Warcraft” zdobyły miliony fanów na całym świecie. Na razie służą głównie do zabawy, ale to się szybko zmieni. Hammond przewiduje, że w 2030 r. nie dość, że każdy z nas będzie miał swoje wirtualne wcielenie, to jeszcze będzie wykorzystywał je do pracy (konferencje jak opisana powyżej już teraz organizuje IBM).

Innym współczesnym trendem jest wzrost zainteresowania bezpieczeństwem własnym i bliskich. Już teraz możemy oddać dziecko do przedszkola, gdzie zamontowano kamerę internetową, i mieć je na oku nawet wtedy, gdy jesteśmy w pracy. W 2030 będzie jeszcze wygodniej, kamera może bezustannie towarzyszyć naszemu dziecku, a nawet nam samym. Po co? Jadąc samochodem możemy mieć stłuczkę. Jeśli będziemy dysponowali nagraniem wypadku, ubezpieczyciel nie będzie miał problemu z ustaleniem winnego. Hammond przewiduje, że łatwość i taniość gromadzenia ogromnych ilości informacji spowoduje, że za kilkadziesiąt lat sami zdecydujemy się żyć w świecie Big Brothera.

Co dalej? W 2030 będziemy mogli zapomnieć o tak czasochłonnych i monotonnych pracach domowych jak sprzątanie, zmywanie, codzienne zakupy czy mycie okien. Zepsuta lampa sama zawiadomi o swoim kłopocie elektryka, a pustoszejąca lodówka sklep, który zaopatrzy ją w brakujące produkty. Dywany odkurzy domowy robot, a okien nie trzeba będzie myć, bo będą z niebrudzącego się plastiku. Wracając do zakupów, Hammond przewiduje, że powstaną ich dwa rodzaje. Zakupy rutynowe załatwią za nas komputery, a my pojedziemy do centrum handlowego tylko wtedy, gdy będziemy chcieli mieć tego typu rozrywkę.

A czy będziemy musieli pracować? Oczywiście! Mimo postępu technologicznego i robotyzacji niektórych dziedzin przemysłu pracujemy coraz więcej. Według Toma Forestera z Griffith University w Australii w 1973 r. statystyczny Amerykanin spędził w pracy średnio 41 godz. w tygodniu. W 1989 r. już 47, a wypoczywał ponad jedną trzecią krócej niż wcześniej. Rolf Jensen, futurolog i autor "Dream Society”, zauważa, że gdybyśmy chcieli, już teraz dzięki nowym technologiom moglibyśmy pracować 20 godz. w tygodniu. Ale nie chcemy, bo bardziej niż czas wolny lubimy się bogacić. W przyszłości w tej materii zapewne nic się nie zmieni, a więc nadal będziemy pracować, ale nie w produkcji czy usługach (gdzie zastąpią nas roboty), lecz w gospodarce opartej "na przetwarzaniu, gromadzeniu i edytowaniu informacji” (Hammond), i nie w biurze - bo i po co, skoro sieć jest wszędzie i z każdego miejsca można wszystko załatwić?

Będziemy młodzi, piękni i zdrowi

Ludzie od zawsze chcieli być młodzi, piękni i zdrowi. Do roku 2030 te pragnienia będą mogli ziścić. Medycyna rozwinie się tak bardzo, że lekarze ograniczą się głównie do zapobiegania chorobom. Pomogą im w tym trzy rzeczy. Po pierwsze nasze indywidualne profile genetyczne (dotychczas tylko dwóch ludzi na świecie odczytało swój genom) dostępne za jedyne kilkaset dolarów. Po drugie możliwość hodowania nowych, zastępczych organów z komórek macierzystych powstałych ze skóry biorcy. I wreszcie mikroskopijnej (nanoskopijnej) wielkości urządzenia, które wraz z krwią będą podróżować po naszym ciele i zawiadamiać o zmianach chorobowych.

To wszystko przyniesie w efekcie zasadniczy wzrost średniej długości życia. W 2006 r. na świecie żyło ok. 500 mln ludzi w wieku powyżej 65 lat. W 2030 ma być ich już miliard. Najstarsi będą mieli 130 i więcej lat. Jeszcze jaśniejsza przyszłość rysuje się przed dziećmi urodzonymi w 2030 r. Ich średnia długość życia ma wynieść właśnie 130 lat, a przy tym, zanim osiągną podeszły wiek, będą mogły skorzystać z kuracji odmładzającej i "zatrzymać” swój proces starzenia się w dowolnym momencie swej egzystencji. Według najśmielej myślących futurystów (np. Raymonda Kurzweila) potem nastąpi etap, kiedy śmierć nie będzie już konieczna, ale stanie się indywidualnym wyborem każdego człowieka. Bo niby po co mamy umierać, skoro medycyna pozwala nam powymieniać wszystkie zużywające się w naszym organizmie "części”?

Jak widać, przyszłość zapowiada się interesująco. Czekają nas ciekawe czasy...