Nie wyobrażam sobie, żeby UOP brał udział w jakichkolwiek inscenizacjach wybuchu w gdańskim blok, gdzie mieszkał pułkownik Hodysz - komentuje gen. Gromosław Czempiński w rozmowie z "Super Expressem". Prof. Sławomir Cenckiewicz, powołując się na nieoficjalne rozmowy z szeregiem informatorów postawił tezę, że z "inscenizacja wybuchu" miała służyć temu, by po ewakuacji mieszkańców z bloku wynieść z mieszkania pułkownika Adama Hodysza materiały obciążające ówczesnego prezydenta i wskazujące na jego wcześniejszą współpracę ze Służbą Bezpieczeństwa. Tylko że ta "inscenizacja" - według Cenckiewicza - zamieniła się w katastrofę. W eksplozji gazu zginęły 22 osoby, blok trzeba było wyburzyć.
Pierwsze słyszę, żeby znaleziono jakieś akta w mieszkaniu pułkownika Hodysza. (...) Normalną rzeczą jest, że - jeżeli osoba wysokiego szczebla miała jakiś wypadek czy spaliło jej się mieszkanie - funkcjonariusze zabezpieczali dokumenty, które nie powinny znajdować się w prywatnym mieszkaniu. Jeżeli w mieszkaniu były dokumenty dotyczące Wałęsy, to jestem zdziwiony, że nie było dalszego ciągu rozwiązania tej sprawy - podkreśla Czempiński.
Jak dodaje szef UOP w latach 1993-96, w czasie, kiedy doszło do eksplozji w gdańskim wieżowcu, pułkownik Hodysz nie pracował już w Urzędzie Ochrony Państwa. - A nawet jakby był pracownikiem UOP, nie mógł dysponować tymi aktami - nawet gdyby były fałszywkami. Powinno być zrobione postępowanie w tej sprawie - podsumowuje.