To jest pana dom?
Hm. Mieszkanie.
Gdzie jest naklejka z napisem Strefa wolna od LGBT?
Nie jestem pewien czy mam. Ale jeżeli Pani chce, podeślę.
Myślałam, że będzie pan dawał przykład.
Do czego?
Do tego, żeby oznaczać strefy wolne od LGBT. A tak, to każdy gej, każda lesbijka, każdy przedstawiciel społeczność LGBT może wejść do pana mieszkania.
Mówiąc tak, robi pani krzywdę homoseksualistom. I dobrze pani wie, że w tej akcji chodziło o coś innego. Ludzie, którzy nadają taką interpretację biorą na siebie odpowiedzialność, że ktoś to może tak zrozumieć. Ta naklejka jest po coś innego.
A po co?
Po to, żeby zaprotestować przeciwko ideologii LGBT. A właściwie narzucaniu tej ideologii. Mamy tego chyba aż nadto przykładów.
Strefa - to miejsce, wolna czyli pusta, LGBT - to ludzie o innej, nieheteroseksualnej orientacji, więc chyba sprawa jest jasna.
W pani głowie jest jasna.
To zdanie brzmi...
W pani głowie brzmi.
Gdyby dać je do analizy językoznawcom.
Dałem do analizy językoznawcom.
Którym?
Zinterpretowali, że w zdaniu strefa wolna od LGBT chodzi o ideologię, a nie o konkretnych ludzi. W polskim języku akronim nie oznacza ludzi. LGBT to ruch albo ideologia.
Ruch to konkretni ludzie.
W języku polskim LGBT to nie konkretni ludzie, zjawisko albo organizacja i druga strona też o tym wie, tylko udaje, że jest inaczej, bo to jest po prostu dla niej wygodne. I wmawia tym biednym homoseksualistom, że chodzi o nich. Nie, nie chodzi o nich, chodzi ideologię. W języku germańskim jest inaczej, w języku angielskim też i pewnie dlatego ambasador USA, pani Mosbacher, źle zrozumiała naszą naklejkę. Jeszcze raz powiem, że w języku polskim LGBT znaczy ideologia. I ktoś, kto skończył studia wyższe musi o tym wiedzieć, nie może się pomylić.
Pan nie skończył studiów wyższych, choć wielokrotnie pan twierdził, że tak.
Mam absolutorium na psychologii i nigdy nie twierdziłem, że skończyłem studia. A poza tym czy to jest argument w dyskusji?
No przecież to pan przed chwilą wyciągnął argument ze studiami wyższymi.
Pani naprawdę tak chce rozmawiać? Argumenty ad personam są typowe dla języka agresji.
Widzi pan, pan nie tylko stosuje język agresji, pan chce doprowadzić do agresji, do tego, że ludzie sobie będą naklejać pana naklejki na sklepy, piekarnie, drukarnie, zakłady fryzjerskie.
Jak na razie to atakują nas. I to od wielu miesięcy.
Czyli chce pan, żeby później atakowali ich.
Wygląda na to, że tzw. obrońcy LGBT tego chcą. Potrzebują swoich prześladowanych, by budować na tym polityczny kapitał. Jednocześnie przekraczają kolejne granice, aż do sprowokowania awantury. Każda przemoc wymaga potępienia, ale napady na księży też. Również poniżanie ludzi wierzących.
Tylko pilnuję pana języka. Skoro pan mówi "jak na razie", to znaczy, że oczekuje pan tego, co będzie później. To język polski.
Pilnuje języka to cenzor, policjant w ustroju totalitarnym. Może pani spróbuje zadać jakieś pytanie, czegoś się dowiedzieć, usłyszeć, że ta naklejka to protest przeciwko wchodzeniu systemu totalitarnego, który niesie za sobą ideologia LGBT. Od początku to mówiłem.
Co będzie, jeśli naklejki będą na sklepach, kinach?
Poczuję się dobrze, że jeśli każdy w Polsce będzie mógł mieć swoje prawa. I próba nadania hasłu z naklejki innego znaczenia, jest nie tylko manipulacją, ale też szkodzeniem homoseksualistom.
Rozumiem, że ci mężczyźni w koszulkach z napisem Armia Boga w Białymstoku, te napakowane byki krzyczące "wypierdalać, wypierdalać" do homoseksualistów, nie zgadzają się z interpretacją językoznawców.
A co oni mają wspólnego z naszą akcją? Nie rozumieją, że robią to samo, co ci zwolennicy LGBT, którzy atakują kościoły i profanują to, co dla wielu Polaków jest świętością. W tym sensie naklejka była protestem przeciwko jednym jak i drugim. Dzisiaj LGBT to dla bardzo wielu symbol przemocy.
Chcą tego samego, co pan, chcą "strefy wolnej od LGBT" i dlatego biją homoseksualistów.
W marszach LGBT uczestniczą zarówno heteroseksualiści jak i homoseksualiści. To ideologia totalitarna mająca luźny związek ze skłonnościami. Nasza gazeta z naklejką ukazała się cztery dni po zajściach w Białymstoku. I ewidentnie jest próbą przesunięcia emocji na dyskusje w mediach.
W internecie była przed marszem, co najmniej cztery dni przed marszem.
I z tego powodu miesiąc wcześniej zaczęto organizować zjazd kibiców wspierany przez prezydenta Białegostoku?
Właśnie tak myślę. Ona po prostu zachęca do przemocy, również fizycznej. Panu chodzi o wywołanie zamieszek.
Kiedy w stanie wojennym protestowaliśmy przeciwko zamykaniu za poglądy też oskarżano nas o próbę wywołania zamieszek. Mnie nie zastraszyli komuniści, ani komunistyczna agentura, nie zastraszyła mnie Gazeta Wyborcza, ani ludzie w Kościele, którzy chcieli uniknąć lustracji. Sprawę pedofilii wśród niektórych duchownych też podjęliśmy jako pierwsi. Nie zastraszą mnie też działacze LGBT. Wolę zamknąć gazetę, niż się bać. Taki mam charakter. Mało tego, jeśli zamknie się ludziom usta, to będą jeszcze większe problemy.
Grozi pan?
Ludzie w opresji stają się bardziej zdeterminowani. Kiedy mają prawo do ekspresji, rozładowują emocje. Tak jest zawsze. Kiedy się zamyka ludziom usta, to oni stają się albo ofiarami albo agresorami. Częściej niestety ofiarami.
Pan chce zamknąć usta ludziom LGBT.
Stworzyliśmy naklejkę po to, żeby nikt nikogo nie bił, nie prześladował, nie wyrzucał z pracy, nie ograniczał wolności słowa. Zastanówmy się, kto agresorów sprowadził do Białegostoku.
Zaraz pan powie, że ruscy agenci, to w pana stylu.
Sprowadził ich prezydent Truskolaski z PO. Dowiedziałem się o tym, że jest przygotowywana jatka co najmniej za wiedzą prezydenta Białegostoku. Niestety za późno. Choć policja i tak zrobiła wszystko, aby przy tym bezrozumnym człowieku, albo niestety rozumnym, specjalnie chcącym wywołać awanturę, ochronić marsz LGBT. Zezwolenie na marsz kibiców wydał prezydent Truskolaski. Jak można było do tego samego miejsca, w którym po dwóch godzinach ma przejść marsz LGBT sprowadzić kilka tysięcy kibiców? Jak można? Prawdę mówiąc, gdybym ja miał coś do powiedzenia w tym Białymstoku, to wszystko zrobiłbym inaczej. W sobotę rano, przed marszem w Białymstoku, kiedy się dowiedzieliśmy, że tam się coś szykuje, że to może mieć charakter prowokacji, zacząłem dzwonić do polityków obozu władzy i informować o tym.
Od kogo się pan dowiedział?
Od ludzi wokół prezydenta Truskolaskiego.
Dzwonił pan do minister Elżbiety Witek?
Nie i może źle zrobiłem. Z drugiej strony miałem informację jednoźródłową, niepotwierdzoną. Zadzwoniłem do tych polityków, których znam. I bardzo dużo zostało zrobione, robili co mogli, by powstrzymać nieszczęście Niestety, nie udało się zatrzymać kibiców. Uważam, że prezydent Truskolaski powinien stanąć za to przed sądem. Stworzył powszechne zagrożenie. Te marsze nie powinny się w ogóle odbyć. Trzeba było wziąć na siebie ciężar zakazaniu marszów i nie doprowadzić do bijatyki.
Pan najchętniej w ogóle zakazałby marszów LGBT.
Zakazane powinno być nie tylko bicie ludzi, ale też profanowanie świętych symboli czy obrażanie katolików.
Krzyczenie „pedały do gazu”...
... to powinno być karalne. Pani mnie cały czas podejrzewa o homofobię. Nie mam homofobii. Zresztą, tamtejszy, białostocki klub Gazety Polskiej odciągał ludzi od sobotniego marszu i błagano, żeby przyszli w niedzielę na Marsz w obronie rodziny, bo baliśmy się najgorszego. Wsparli nas Krucjata Różańcowa i Radio Maryja. I choć ojciec Rydzyk nie jest jakimś moim wielkim fanem, to zrozumiał, że tu cel jest bardzo ważny. Przecież ostrzegaliśmy, że mogą się wydarzyć złe rzeczy. Nasi czytelnicy odciągali kiboli od marszu LGBT.
Tych z Armią Boga na piersiach też?
Nie wiem. Nie wiem też, co to za ludzie z tą Armią Boga na koszulkach. Podejrzewam, że jacyś narodowcy. Wiedzieliśmy, że nasz marsz musi odbyć się dzień później, żeby nie zderzyć się z marszem LGBT. Niestety prezydent Truskolaski chciał starć. I teraz szuka zastępczych winnych. Zresztą, nie tylko on. I nie, nie mówimy teraz o słowach, tylko o pobiciu i o tym, jak do tego pobicia doszło.
I to tym obcym kibicom dziękowali księża podczas niedzielnej mszy w jednej z białostockich parafii
Nie wiem, komu dziękowali.
"Wyrazy uznania i podziękowania tym wszystkim, którzy w ostatnim czasie, w jakikolwiek sposób włączyli się w obronę wartości chrześcijańskich i ogólnoludzkich, chroniąc nasze miasto, zwłaszcza dzieci i młodzież przed planową demoralizacją i deprawacją. Niech wam Bóg wynagrodzi i błogosławi wszelkie dalsze dobre poczynania". Potępił pan w swojej gazecie takie nawoływanie do przemocy?
Potępiłem w swojej gazecie prezydenta Truskolaskiego, za to, że doprowadził do przemocy. Potępiliśmy też tych, którzy atakowali i to wielokrotnie. Czym innym jednak są słowa nawet najgorsze, a czym innym przemoc.
Zaczyna się od słów. Słowa mają wielką moc.
Cenzura ma jeszcze większą moc i powoduje jeszcze większe tragedie. Gdyby księża powiedzieli bijcie, to powinni być wykluczeni z Kościoła albo ukarani.
Dokładnie pan wie, że nie trzeba używać słowa „bijcie”, żeby zachęcić do przemocy.
Nie trzeba i jestem przekonany, że mówili po prostu o ochronie Kościołów. Powinni to byli wyraźnie zaznaczyć, żeby nie dało się tego tak wykorzystać, jak teraz pani.
W piątek we Wrocławiu pobito mężczyznę, któremu nie podobały się homofobiczne napisy.
A w Rosji ktoś zabił działaczkę LGBT. Takimi socjotechnikami komuna zatykała usta. Przemoc jest straszna, ale cenzura też.
Bijący sprzeciwiali się ideologii LGBT.
Wręcz przeciwnie. Przejęli jej najgorszą część, agresję i narzucanie poglądów siłą. W komentarzu pod tą naklejką było napisane, że sprzeciwiamy się przemocy. Tyle, że również przemocy zadawanej z tej drugiej strony. Bo na naszych dziennikarzy też się zdarzały napaście i to głównie ze strony lewackich ekstremistów.
Przykłady?
Choćby dwie napaści na Michała Rachonia, teraz pracuje w TVP. Mogę pani przesłać jakie maile dostaję: Opamiętajcie się! Na gettoizację mniejszości będzie odpowiedź partyzancka wszystkich aliantów przeciw waszej kryptonazistowskiej osi. Nikt was nie ostrzeże i nie znacie dnia ani godziny.
I co, dosłownie pan to interpretuje, czy symbolicznie?
Proszę popatrzeć na to: Sakiewicz, nie kombinuj z treścią naklejki, bo i tak podziemie ciebie dopadnie.
To też symbolicznie?
Jeszcze taki list, proszę posłuchać: W imieniu milionów pomordowanych przez reżimy faszystowskie, komunistyczne, inkwizycyjne itp. za bycie w mniejszości wzywam do zaprzestania działalności. To właśnie piszą lewaccy ekstremiści.
Jak pan nazywa swoją grupę?
Nie ma żadnej grupy. Nasi czytelnicy mają pewnie dosyć typowe poglądy wśród Polaków.
Pan też należy do przeciętnej części społeczeństwa.
Pod wieloma względami na pewno.
Biznes pan na tym zrobił, na tej na naklejce.
Nie, nie zrobiłem. Takie akcje się nigdy finansowo nie opłacają, bo biznes lubi ciszę. Gazety przecież nie żyją tylko ze sprzedaży.
Tylko z reklam. I pan o tym dobrze wie.
Słabo wiem, bo to pani media były finansowane przez Platformę Obywatelską.
Od czterech lat rządzi PiS.
I reklamy nie są dla nas głównym źródłem dochodu.
Skoro minister dzwoni z interwencją.
Nie, to ja interweniowałem. I to była bardzo ważna sprawa.
Sam pan wymyślił tę naklejkę?
Tak.
Tu, w domu, z żoną, z rodziną?
Mojej żony proszę nie mieszać do tej sprawy.
Pana żona na Facebooku umieściła informację o tej naklejce, więc sama się wmieszała.
Tysiące ludzi prosiło nas, żebyśmy coś zrobili w ich obronie. Oczywiście, można było wymyślać różne formy protestu. Ta się okazała skuteczna, zwróciła uwagę na to, że jest problem. Po kolejnych profanacjach Matki Bożej w Polakach coś pękło. I zaraz po tym, kiedy IKEA wyrzuciła z pracy człowieka za cytowanie Pisma Świętego na forum.
Nie za cytowanie, tylko nawoływanie do przemocy.
Jakie jeszcze fragmenty chciałaby Pani usunąć z Pisma Świętego?
Biada temu, przez którego przychodzą zgorszenia, lepiej by mu było uwiązać kamień młyński u szyi i pogrążyć go w głębokościach morskich - tak napisał pracownik IKEI.
Zacytował Pismo Święte.
Stary Testament. Zacytował w kontekście osób LGBT. Pana językoznawcy na pewno to by zinterpretowali na swój sposób, ale to jest jawne nawoływanie do mordowania, do topienia homoseksualistów.
Dzisiaj symbolem totalitaryzmu i przemocy jest ideologia LGBT. To oni profanują świętości, to oni powodują, że ludzie są wyrzucani z pracy.
Naprawdę tak chcę pan ze mną rozmawiać?
Czy uważa Pani, że ludzie czytający Stary Testament są na tyle głupi, że odbierają wprost to, co czytają? Teraz to posuwa się Pani do antysemityzmu.
Jakaś część tak, idiotów nie brakuje.
Specjalnie dla dziennikarzy Wyborczej i działaczy lewicy wypuściliśmy naklejkę, gdzie pisaliśmy o ideologii LGBT. Choć to dokładnie to samo.
Tomasz Terlikowski, do niedawna pana bliski współpracownik, też jest w tej grupie idiotów. Potępił pana działania.
Nie potępił. Powiedział, że jest krytyczny. A ja przyjmuję krytykę. Kiedy krytykowałem Konfederację Rafał Ziemkiewicz w Republice, telewizji w której jestem w zarządzie, bardzo ostro mnie atakował. Na tym polega wolność wypowiedzi. Nie przeszkadza mi, że ktoś ma inne poglądy ode mnie. Ja nawet drukuję teksty tych osób.
Kiedy w 2005 roku, Piotr Wierzbicki, naczelny Gazety Polskiej, w której pan był wówczas szefem działu krajowego, napisał tekst "przychodzi Sakiewicz do Wierzbickiego" na temat pana korupcyjnej propozycji, to nie tylko doprowadził pan do zablokowania tego artykułu, ale i odciął pan swojego szefa od gazety.
Nie chciałbym wracać do tamtej sytuacji, ale ukazała się gazeta podpisana do druku przez Piotra Wierzbickiego.
Którego pan zmanipulował.
Próbował zmienić gazetę w drukarni nie znając procedury.
Czyli to jego wina?
Nie namówi mnie Pani do ataku na Wierzbickiego
Jest pewna firma telekomunikacyjna, która byłaby gotowa z nami współpracować - chodzi o duże pieniądze - ale stawia warunki: mamy pisać dobrze o jej produktach. Ich żądanie jest takie, żebyśmy pisali o nich dobrze nie na kolumnach oznaczonych napisem "reklama", ale w zwykłych tekstach naszych dziennikarzy - to była pana propozycja.
Byliśmy już wtedy w głębokim konflikcie.
Tyle że Wierzbicki był szefem, a pan jego podwładnym.
I doniósłbym na siebie? A poza tym jako członek zarządu miałem samodzielną pozycję.
Czyli Piotr Wierzbicki to wszystko wymyślił?
Gdybym chciał drukować takie teksty, to bym je drukował bez pytania. Nie chcę już o tym mówić, bo Piotr Wierzbicki nie może się już bronić.
Wszedł pan do jego gabinetu i...
Dostaliśmy informacje, których wydrukowanie pomogłoby jednej ze stron konfliktu. Uważałem, że taką decyzję może podjąć wyłącznie redaktor naczelny.
Czyli PiS?
Nie chodziło o politykę, ale mimo to miałem wątpliwości i zostawiłem decyzję szefowi.
Ogląda pan TVP? Tam jest tak samo. Krytykują tylko jedną stronę. Piotr Zaremba, Robert Mazurek mówią, piszą, że to propaganda, proszą, żeby TVP tak nie kłamała.
Szkoda, że tak nie prosili za czasów PO.
Przecież za PiS miało być wspaniale.
Wie pani, proponowano mi prowadzenie programów w różnych miejscach w mediach publicznych. Odmówiłem. Również z tego powodu, że całe życie pracowałem w mediach prywatnych, które sam stworzyłem.
Gazetę Polską pan przejął, a nie stworzył. Poza tym prowadził pan Sygnały Dnia w Polskim Radiu.
Pomysł stworzenia GP był mój i byłem w gronie jej założycieli. Dzisiaj występuję gościnnie w radiu i TVP. W telewizji rzadziej, brakuje czasu. Poza tym, media publiczne to zawsze kwadratura koła. Nie da się stworzyć mediów publicznych, które uniknęłyby zarzutu, że są związane z ekipą rządzącą. Nikomu się to nie udało. Z drugiej strony, uczciwie mówiąc, media publiczne spełniły minimum i równoważą tę nierównowagę, która była.
Są całkowicie proPiS-owskie. To jest równowaga?
A to pani pewnie TVN-u nie ogląda. TVP równoważy TVN.
TVP to medium publiczne, a nie prywatne i dobrze pan o tym wie.
Gdyby nie było tej telewizji publicznej, w ogóle nie byłoby równowagi. Można dyskutować, jak robić TVP, ale to jest kompletnie inny temat.
Ten sam - czy mówić prawdę, czy kłamać i manipulować.
Wie pani co, ja staram się nie kłamać. Co nie znaczy, że nie popełniam błędów. Ale staram się trzymać standard, że mówię to, co myślę. Gdyby Pani porozmawiała z ludźmi, którzy mnie znali w czasach liceum, potem w czasach konspiracji, na studiach, to by pani usłyszała, że byłem rodzajem buntownika. Pewnie lepiej by mi się żyło, gdybym częściej trzymał język za zębami.
To pana mieszkanie na górnym Mokotowie jest warte ze trzy miliony złotych.
To piękne. Bardzo bym chciał, żeby Pani miała rację. Zamieniłem je dekadę temu na gomułkowskie mieszkanie na Żoliborzu.
Władzę PiS ma pan swojej stronie.
Nieprawda. Myślę, że oni by woleli, żeby takiej publikacji z naklejką nie było. GW pisze, że to się PIS-owi opłaci. Nie podejmowałem rachuby politycznej i nie pytałem PiS-u o zdanie.
Zresztą, nie pamiętam, żebym pytał PiS o zdanie w jakiejkolwiek sprawie. Chyba, że ich atakowaliśmy, to atakowany miał prawo do wypowiedzi.
Sprzyjacie PiS-owi, atakujecie opozycje.
Częściej tak się dzieje.
Dziennikarstwo to jest patrzenie i władzy i opozycji na ręce.
Jedni i drudzy na nas narzekają.
Przymykacie oko raczej.
Chcieliśmy, żeby w sprawie LGBT władza podjęła jakieś kroki. Podłożyliśmy się po to, żeby szary człowiek nie czuł się prześladowany. Stanęliśmy w obronę ludzi, katolików, którzy zaczynają się w Polsce czuć prześladowani. Za nimi nie stoi fundacja Sorosa, w ich imieniu nie pisze pani ambasador USA. Można drwić z Mszy Świętej? Ja uważam, że należy własne poglądy głosić tak, żeby nikogo nie obrażać i żeby nie nawoływać do nienawiści.
Uff.
Nie można przewidzieć każdej reakcji drugiej strony, szczególnie jak ktoś ma dużo złej woli.
Pan ma sporą nadwagę, jest pan bardzo gruby.
Mogę się tylko uśmiechnąć.
Ale gdyby pan zobaczył naklejki np. na ośrodku zdrowia, szpitalu, sklepie: strefa wolna od grubasów, to rozumiem to też by pana nie obrażało.
Otyłość to nie ideologia.
Ale inność. W dodatku problem. Nie tylko dla pana, ale i dla społeczeństwa, bo więcej pan choruje, a więc pan więcej kosztuje system, na którego funkcjonowanie się wszyscy składamy, więcej pan je, a więc w związku z tym wytwarza się więcej dwutlenku węgla, gazów cieplarnianych przy produkcji pożywienia dla pana.
Komunizm i faszyzm to były ideologie wrogie człowiekowi, tak jak LGBT. Radosław Sikorski miał tabliczkę „strefa zdekomunizowana”. To brzmi chyba jeszcze groźniej. W myśl pani interpretacji to w okolicy pana ministra żywych komunistów nie ma. A co do Pani uwag osobistych, co zrobić, ten wywiad już chyba mądrzejszy nie będzie.
Ale dla zdrowia lepiej by było, gdyby pan schudł.
Na zawał trzeba zapracować. Mam za sobą już dwa. Wiem, że jest pewna sfera wolności, która powoduje, że ludzie wchodzą ze sobą w konflikt, również w dyskusję. Jedne rzeczy reguluje kultura, inne prawo, natomiast nie wolno nikogo prześladować. Trzeba jednak pamiętać, że druga strona też prześladuje. I pani dobrze o tym wie. Zresztą, tu nie chodzi o to, kto ma rację, tylko o to, kto ma do czego prawo.
Homoseksualiści nie mają prawa do niczego, więc są dyskryminowani.
Pan Rabiej sformułował czego się domaga. Gdyby to był tylko plan polityczny, to ja bym się z nim nie zgadzał i tyle. Chociaż pan Rabiej też kiedyś groził, że mnie pobije.
Przecież dla pana to tylko słowa.
W przypadku pana Rabieja, to rzeczywiście tylko słowa. Nie potraktowałem tego zbyt serio. Natomiast program pana Rabieja jest wprowadzany metodami niedemokratycznymi. Mam dzieci, córki już są dorosłe, więc nawet nie wiem, czy się z mną zgadzają w tych kwestiach, czy nie, ale jeszcze jest dwóch ośmioletnich synów i najbardziej przerażające jest dla mnie to, że jakiś seksedukator wchodzi do szkół w których się uczą i bez mojej zgody mówi dzieciom rzeczy, których nie chcę, żeby słuchały, nie chcę żeby wchodziły jakieś drag queeny i opowiadały bajeczki seksedukacyjne, uczyły masturbacji i innych rzeczy. Nie życzę sobie tego.
Pan wie, że to nieprawda.
Wiem, że to prawda. Proszę przeczytać Kartę LGBT. I dobrze pani o tym wie, że w szkołach już są podejmowane nielegalne działania dotyczące seksedukacji.
Wprowadzenie do życia w rodzinie - ten przedmiot od lat funkcjonuje w szkołach i to rodzice muszą wyrazić zgodę na to, by dzieci w nim uczestniczyły.
Coraz więcej dzieje się bez zgody rodziców, a i na nich wywiera się presję.
Jakiś homoseksualista pracuje w Gazecie Polskiej?
Tak jak wszędzie.
Płaci im pan za pracę?
Tak, jak wszystkim.
Pana pracownicy skarżą się, że muszą czekać na pensje po kilka miesięcy.
To głównie dotyczy Gazety Polskiej Codziennie. A ja tam nie jestem w zarządzie.
Ale firmuje pan tę gazetę swoim nazwiskiem.
Ale nie mam wpływu na sferę finansową. Tam jest inny inwestor, czy też może grupa. Lata temu przejeli odpowiedzialność za finanse GPC, a ja z radością uwolniłem się od sfery ekonomicznej. Z tego, co wiem, sytuacja się trochę poprawiła. Wracając do homoseksualistów, to dobrze się u nas czują. Są też biseksualiści. Są ludzie z różnymi problemami.
Homoseksualizm traktuje pan jako problem?
Dla wielu homoseksualistów homoseksualizm jest problemem. I nie dlatego, że ich ktoś prześladuje, tylko dlatego, że nie radzą sobie ze swoją tożsamością. I powiem szczerze, że ich sytuacja psychologiczna pogorszyła się po tych marszach LGBT. Oni się od tego odcinają. Co oni mają wspólnego z tymi, którzy przebierają się w jakieś dziwne stroje i paradują po ulicach z nagimi pośladkami. Jest wiele homoseksualnych osób, które rozkleja nasze naklejki. Na antenie Telewizji Republika występował gej, który się czuje prześladowany przez ideologię LGBT. Zresztą, tak jak większość homoseksualistów.
Skąd pan ma takie dane?
Przecież najszybciej poparli nas konserwatywni geje. My też występujemy w ich obronie. Oni znaleźli się w najgorszej sytuacji, nie chcą przynależeć, oni chcą po prostu być homoseksualistami, a nie wyznawać ideologię LGBT.
Jak to wyznawać? Ludzie chcą normalnie żyć, mieć możliwość funkcjonowania w legalnym związku partnerskim.
Większość nie chce, by ich wyróżniać. Wolą swoją intymność.
Skąd te dane?
To są bardzo różne sytuacje, rozmawiam z różnymi homoseksualistami czy biseksualistami, bo to częstsze zjawisko i generalnie oni chcą mieć prawo do swobodnego życia seksualnego, natomiast nie interesują ich zmiany prawne dotyczące związków, dziedziczenie, adopcja dzieci. Poza tym wielu z nich zakłada, że ich romans z homoseksualizmem jest czasowy.
Bo się wyleczą?
Nie wiem. Mają prawo tak żyć, jak zechcą. Dziś im się to prawo odbiera właśnie ideologią LGBT. Przecież do tej pory nie było problemu z tym, jak żyją homoseksualiści w Polsce.
Był, bo nie mają takich samych praw, jak heteroseksualiści.
Jeśli oni chcą, żeby w ich życie wkraczało państwo, to znaczy, że chcą także moim głosem sobie to załatwić. I w takiej sytuacji jestem przeciw.
Jest pan przeciw związkom partnerskim?
Przeciwko adopcji dzieci przez pary homoseksualne na pewno.
Pytałam o związki.
Większość ich problemów załatwia już istniejące prawo. Co do adopcji homoseksualnych: to instrumentalizacja dzieci. Dla przyjemności dwóch osób robi się krzywdę dziecku.
Przyjemność rozumie pan jako realizację ojcowskich, rodzicielskich instynktów?
Nawet dla zrealizowania ojcowskich instynktów nie wolno krzywdzić dzieci.
Pan ma dwie córki z pierwszego małżeństwa. Skrzywdził je pan zakładając drugie małżeństwo.
Są już dorosłe.
W drugim małżeństwie adoptował pan dwóch synów. Dla zrealizowania ojcowskich instynktów?
Tylko, że tu nie o instynkty chodzi, a o dobro dzieci. Chęć posiadania dziecka jest niezbędna, ale to nie wszystko.
Dla przyjemności?
Naturalne dla dziecka jest posiadanie ojca i matki. Zmienianie tego środowiska jest instrumentalizacją dzieci. Wszyscy dookoła będą mieli ojca i matkę, a oni będą mieli dwie matki albo dwóch ojców, albo matkę i transseksualistę, czyli na dobrą sprawę, nie wiadomo kogo. Po co to dzieciom fundować.
Dzieci w Polsce, jak pan dobrze wie, wychowywane są w różnych konfiguracjach.
Ale przy adopcji zakłada się wariant optymalny. Dwoje rodziców, odpowiednie zdrowie itd. To nie żadna dyskryminacja tylko myślenie o dobru dziecka.
Jakby pan myślał o dobru dzieci, to by się pan nie rozwodził, bo dziecku potrzebni są i ojciec i matka.
Każdy związek jest ryzykiem. Problem jest wtedy, kiedy skrajne ryzyko jest starcie. Nie dostanie np do adopcji dziecka ktoś kto ma bardzo złą sytuację materialną. To nie dyskryminacja. Rzadko dostaje osoba samotna. To też nie dyskryminacja. Z jakiegoś powodu od tysięcy lat za małżeństwo uważa się związek kobiety i mężczyzny. W starożytnej Grecji, gdzie homoseksualizm był powszechny, małżeństwa były tylko heteroseksualne.
(Dzwoni telefon. Tomasz Sakiewicz odbiera. Słyszę tylko: Tak, panie ministrze. Rozmowa trwa kilka minut).
Jest piątek wieczorem, a do pana dzwoni minister.
Co w tym dziwnego. Sprawa interwencyjna. Byłem oburzony jedną sprawą, oburzony działaniem policji jako obywatel. Ale to nieistotne.
Do normalnego obywatela nie dzwoni minister.
Ja się też nie dodzwoniłem od razu. Nie chcę, żeby pani to wykorzystywała. Przypadkowo pani tę rozmowę usłyszała.
W trakcie wywiadu z panem.
Częsty kontakt z politykami mam przy okazji pracy dziennikarskiej. Interwencyjnie rzadziej.
Słyszę, że sms-y cały czas pan dostaje.
Ciągle przychodzą. Maile też. 95 procent dzwoniących i piszących popiera naszą akcję. Mój mail jest drukowany w gazecie, więc jest powszechnie dostępny. Zresztą, mój telefon też był przez lata dostępny. Czytelnicy po prostu dziękują. Ludzie czują się prześladowani. Żyje pani w innym świecie, w świecie, w którym wszyscy odurzają się tego typu ideologiami, jak LGBT.
Pan się odurza innymi ideologiami. Niemcy, naziści, tworzyli strefy wolne od Żydów.
Słyszałem ostatnio, że krzyż się niektórym obywatelom kojarzy ze swastyką, a orzeł z nacjonalizmem.
Niech pan nie trywializuje. Nie cofnął by się pan, ani kawałka?
Jeśli ktoś nie ma wątpliwości, to znaczy, że nie myśli. Mogę się zastanawiać, czy na naszych naklejkach nie powinno być napisane: strefa wolna od ideologii LGBT, chociaż jest to pleonazm. Dla naszych czytelników było oczywiste o co chodzi. Ale widać to było potrzebne dla innych. W środowisku, w którym ja się obracam, nikt nie miał wątpliwości, że chodzi o ideologię, o ruch.
A nie o pedałów, zboczeńców, pederastów, pedryli? Tak się krzyczy w Polsce na uczestników marszów LGBT.
W stronę katolików też się rzuca różne obraźliwe określenia.
Pan mówi jak politycy PiS-u. Kiedy się im coś zarzuca mówią, że za PO też tak było albo jeszcze gorzej.
Wie pani, ja jestem przeciwny obrażaniu kogokolwiek, ale między poczuciem obrażenia, a zabraniem mu jego praw, a to się dzieje w tej chwili wobec chrześcijan, wobec katolików jest jednak głęboka przestrzeń. A to, co pani robi, kieruje tę naklejkę przeciwko homoseksualistom. Gdyby nie nadano jej takiego znaczenia, zanim się ukazała z gazetą, byłoby inaczej.
Cofnął by się pan z decyzją, czy nie?
Po decyzji sądu, która zapadła w zeszłym tygodniu, to na pewno nie. Wcześniej, rzeczywiście się zastanawiałem, czy to przypadkiem nie jest paliwo dla drugiej strony, czy to przypadkiem bardziej zaszkodzi niż pomoże. Natomiast decyzja sądu udowodniła, że w Polsce jest po prostu zagrożenie cenzurą. Naszym celem był protest. Nawet nie nakłanialiśmy do naklejania tych naklejek.
To po co mają klej?
Znaczki też mają. Każdy zrobi, co mu sumienie podpowie.
Aż za takich idiotów ma pan swoich czytelników?
Spokojnie słucham impertynencji pod swoim adresem, ale czytelników proszę nie obrażać. Chcieliśmy zwrócić uwagę, że dzieje się coś bardzo złego. Bardzo żałuję, że przed marszem w Białymstoku za mało razy napisałem nie przychodźcie w sobotę, niech sobie to LGBT idzie samo.
LGBT idzie? Czyli jednak LGBT to ludzie, a nie ideologia? Sam się pan złapał w swoją językową pułapkę.
Jeżeli będzie pani chciała łapać mnie za słowa, to pani mnie złapie. Słabe to.
Ideologia nie chodzi.
Jak widać chodzi, a nawet całkiem mocno szturmuje. Wszystkie tragedie ludzkości są właśnie z takich ideologii. A poczucie słuszności w atakowaniu jej krytyków widzę u pani takie same, jak mieli marksiści, kiedy chcieli na siłę zbawiać ludzkość.