Sawicka twierdzi, że z agentem CBA łączyło ją znacznie więcej niż znajomość. Była posłanka nie może uwierzyć, że miłosne wyznania Tomka - bo tak przedstawiał się na spotkaniach agent CBA - były jedynie kłamstwem.

"Raz, pamiętam, tańczyliśmy salsę do piątej rano. Całował mnie wtedy po włosach. Czułam jego podniecenie. Można mówić, że się kogoś kocha i kłamać. Ale nie można udawać, że się kogoś pragnie" - wyznaje Sawicka w wywiadzie dla "Newsweeka".

"Przysyłał do pokoju poselskiego bukiety czerwonych róż owinięte perłami, SMS-y, że tęskni, że czeka na spotkanie. Zapewniał, że gdyby miał żonę, chciałby, żeby była taka jak ja" - żali się była posłanka.

"Nadal myślę, że jest mu bardzo ciężko, że tęskni za mną. Że były jakieś przyczyny, dla których to zrobił" - mówi Sawicka.

Miał mercedesa, a ubytki w uzębieniu łatał porcelaną







Reklama

"Nie ukrywam, był przystojny. Południowy typ z włosami do ramion. Zgrabny, wysoki, wysportowany, z wyraźnie zarysowaną szczęką. Z przepięknym uśmiechem. Każdy ubytek był łatany porcelaną. Zawsze świetnie ubrany" - opisuje swego "przyjaciela" Beata Sawicka.

"Jeździł trzyletnim mercedesem z białymi skórzanymi obiciami. Jego kolega, z którym prowadził firmę - terenowym porsche. Kawę piliśmy na tarasie w hotelu Zdrojowym w Jastarni, a kolację jedliśmy w Bryzie w Juracie. Miał gest i było w nim coś" - dodaje.

Nie spałam z nim, choć...

"Nie poszliśmy do łóżka. To można sprawdzić na taśmach CBA, które zarejestrowały dziesiątki godzin z mojego życia. Choć wiem, że były momenty, że wystarczyłby gest z mojej strony i tak by się stało" - wspomina Sawicka.

"Byłam kiedyś zmęczona. Powiedział, że w takim razie zabiera mnie na kilkadziesiąt minut nad Zalew Zegrzyński. Tam chciał wynająć dla mnie motorówkę, żebym odpoczęła na wodzie. Powiedziałam, że jestem w szpilkach, że nie dam rady do niej wejść. On na to, że mnie przeniesie, a jak zechcę, to ściągnie mi słońce z nieba. Właśnie zachodziło. Powiedziałam, że słońca nie chcę, ale marzą mi się się truskawki z Milanówka" - mówi Sawicka.

"Przy mnie odwoływał rezerwację w warszawskiej restauracji Kredens całej dla nas, bo byłam zmęczona i nie miałam siły pójść na kolację. Szkoda - mówił - bo zamówiłem cygańską kapelę na ten wieczór. Któregoś razu dał mi pióro Mont Blanc. Nie miałam pojęcia, że to pióro jest warte co najmniej 3 tysiące złotych".

Uwiódł ją, bo był szantażowany?





Reklama

Sawicka twierdzi, że Tomek był czymś szantażowany przez CBA. To dlatego - zdaniem byłej posłanki - nie mógł jej powiedzieć, że będzie nagabywana, by wziąć łapówkę za ustawienie przetargu na sprzedaż państwowych gruntów.

"Mam poważne powody, by sądzić, że on też był łamany. Widziałam, jak się w wielu sytuacjach zachowywał, jak mu z tym było źle, jak to do niego nie pasowało" - twierdzi Sawicka.

"Kiedy jechał ze mną do Gdyni i wiedział, że wiezie mnie na szafot, zatrzymał się w knajpie gruzińskiej. Obserwowali nas cały czas agenci. Wchodzili do knajpy, nic nie zamawiali i wychodzili. Był zdenerwowany, źle się czuł. Nie chciał tam dotrzeć, nie chciał!" - mówi zapłakana.

Czym CBA miało szantażować swojego agenta?





Zdaniem Sawickiej, jego mroczną przeszłością. "Wielokrotnie mi opowiadał, jak wieziono go w bagażniku samochodu. Był pewny, że tego dnia zginie. Nie mogę powiedzieć z całą pewnością, że należał do jakiegoś gangu i że za cenę wolności zdecydował się tak cynicznie postąpić ze mną. Ale wiem na pewno, że dzieciństwo spędził na Pradze. Śpiewał mi piosenki z praskim akcentem, opowiadał o trudnym dzieciństwie. Takich rzeczy się nie wymyśla. Takie rzeczy są nie do podrobienia" - mówi Sawicka.