Widacki, który podczas swojej prawniczej kariery dał się poznać jako obrońca funkcjonariuszy SB, mafiosów i biznesmena Jana Kulczyka, nie miał zbyt wielkiej ochoty na spotkanie z Walendziakiem. Wykręcał się od niego jak tylko mógł. Ale w końcu uległ - twierdzi bulwarówka.

Reklama

Walendziak też nie chciał afiszować się tym spotkaniem. Już na samym początku nie zgodził się na knajpkę nieopodal Sejmu przy Wiejskiej. W końcu stanęło na znajdującym się w centrum, ale w dyskretnej okolicy, hotelu Rialto - pisze gazeta.

Panowie spotkali się wczoraj równo o dwudziestej. Przy kawie i markowym białym winie spędzili blisko godzinę. Później długo jeszcze dyskutowali przed hotelem, wyraziście gestykulując. Co tak bardzo rozpaliło głowy biznesmena i mecenasa? Być może interesy, które prowadzi pryncypał Walendziaka Ryszard Krauze. Ale niewykluczone, że mogło chodzić o problemy samego Widackiego, posła Partii Demokratycznej. Jest on oskarżony o nakłanianie do składania fałszywych zeznań i wynoszenia z więzienia grypsów w sprawie dotyczącej mafii pruszkowskiej - zastanawia się "Fakt".

Jedno jednak jest pewne. Skoro w nerwowej, pełnej niedomówień atmosferze spotykają się dwie persony z tak różnych światów, to na pewno nie rozmawiają o pogodzie - komentuje gazeta.