Z kolei prezydencki doradca Tomasz Nałęcz uważa, że sprawa wynikła raczej z niezrozumienia intencji Komorowskiego.

Treść listu Jaruzelskiego opublikował w piątek portal Wirtualna Polska. Jaruzelski uczestniczył w posiedzeniu RBN, które było poświęcone relacjom polsko-rosyjskim w kontekście grudniowej wizyty w Polsce prezydenta Rosji Dmitrija Miedwiediewa. Na posiedzenie, które odbyło się 24 listopada, zostali zaproszeni wszyscy byli prezydenci i premierzy; oprócz Jaruzelskiego uczestniczyli w nim m.in.: Lech Wałęsa, Aleksander Kwaśniewski, Tadeusz Mazowiecki, Jan Krzysztof Bielecki, Józef Oleksy, Leszek Miller i Kazimierz Marcinkiewicz.

Reklama

Udział Jaruzelskiego w posiedzeniu RBN wywołał wiele kontrowersji. Przeciw rehabilitowaniu generała poprzez "włączanie go w główny nurt życia politycznego" zaprotestowało Prezydium Komisji Krajowej NSZZ "Solidarność". W "Rzeczpospolitej" ukazał się list otwarty 15 dziennikarzy i publicystów, w którym podkreślano, że cała droga życiowa Jaruzelskiego "to służba totalitarnemu imperium, które niewoliło nasz kraj".

W piątkowej rozmowie z PAP prof. Tomasz Nałęcz ocenił, że list Jaruzelskiego jest dość emocjonalny. W jego opinii krytyka związana z zaproszeniem Jaruzelskiego na RBN wynikała raczej z niezrozumienia intencji Komorowskiego, a w ostrych wypowiedziach krytykujących ten ruch prezydenta nie dominuje chęć zdyskretowania czy politycznego zaatakowania Komorowskiego.

Reklama

"Ostrość tych wypowiedzi bierze się - moim zdaniem - z niezrozumienia intencji prezydenta. Prezydent Komorowski w swoim urzędowaniu ani nie chce nikogo nobilitować, ani nikogo poniżać. Prezydent z mocy konstytucji jest zobowiązany tak samo traktować wszystkich obywateli" - podkreślił Nałęcz.

Jak zaznaczył, prezydent chcąc zgodnie z konstytucją gwarantować ciągłość władzy państwowej, powinien odwoływać się do opinii swoich poprzedników, a także byłych premierów. "Znana jest powszechnie lista byłych prezydentów i byłych premierów. Wojciech Jaruzelski, czy to się komuś podoba czy nie, był pierwszym prezydentem Rzeczypospolitej. Prezydent nie ukrywa jednak, że nie był kiedyś zwolennikiem wyboru generała na to stanowisko" - zaznaczył Nałęcz.

"Prezydent uważa, że w swoim urzędowaniu winien wyciągać rękę nie tylko do swoich przyjaciół czy osób mu bliskich, ale także do osób, do których było mu bardzo daleko w przeszłości czy także dzisiaj" - powiedział doradca prezydenta. "I to nie ma nic wspólnego z przekreślaniem pamięci o przeszłości, o PRL-u, z jakąś nobilitacją generała. To jest po prostu kwestia zasad, które prezydent wywodzi z konstytucji, której chce przestrzegać w swoim urzędowaniu" - oświadczył Nałęcz.

Reklama



W ocenie doradcy, znając dobre wychowanie prezydenta, z pewnością odpowie on na list gen. Jaruzelskiego.

W liście do prezydenta Jaruzelski, odnosząc się do słów z listu publicystów zaprzecza, że miał zostać członkiem RBN. "Ja już tylko kandyduję do miejsca, w którym wszyscy - wcześniej czy później - się znajdziemy" - napisał.

Przypomniał, że w 1991 roku w czasie tzw. puczu Janajewa telefonował do niego Lech Wałęsa z prośbą o ocenę sytuacji.

"Powyższy fakt m.in. świadczy, iż moje kompetencje w materii rosyjskiej - mentalność, tradycje, doświadczenia - były uznawane. Miałem zresztą tego dowody w całym minionym 20-leciu, w licznych rozmowach z politykami różnych orientacji" - podkreślił Jaruzelski. "Teraz to się kwestionuje, bo mimo bolesnych osobistych doświadczeń nie jestem więźniem stereotypów, nie należę do zapiekłych rusofobów, cieszę się z pozytywnych tendencji w stosunkach polsko-rosyjskich" - napisał generał.

Według Jaruzelskiego, "cała wrzawa" wokół posiedzenia RBN i jego w nim udziału "stała się głównie okazją do realizacji głównego celu - podważenia prestiżu, zaufania, zdyskredytowania prezydenta Rzeczypospolitej Polskiej".

"'Rykoszety' miały odczuć również niektóre środowiska III Rzeczypospolitej, lewicy, tzw. Salonu, 'Gazety Wyborczej' itd. Do 'Smoleńska' i 'Krzyża' doszedł kolejny pretekst: osoba Jaruzelskiego" - napisał generał. Wyraził żal, że narazi prezydenta na taką sytuację.

Generał podkreślił, że druga połowa 1989 roku i rok 1990 to okres przełomowy. "Ustawy zmieniające ustrój naszego państwa, w tym reformy Balcerowicza, noszą mój podpis. Czyżby z tego tytułu miały być zdeprecjonowane, unieważnione?" - pytał Jaruzelski.



Generał zaznaczył, że w tamtym czasie "podstawowa i bezcenna była rola +Solidarności+, jej realistycznych działaczy z Lechem Wałęsą na czele". "Na tle mojego udziału w posiedzeniu Rady Bezpieczeństwa Narodowego, przywoływany jest cały rejestr moich przewinień i 'zbrodni'" - zaznaczył Jaruzelski. "Zawsze tam, gdzie widziałem powstały - niekiedy nawet poza moją wiedzą - jakiś fakt, jakiś błąd, jakiś idiotyzm, zwłaszcza gdy w rezultacie miała miejsce nieuzasadniona represja, ludzka krzywda, czy ból, oświadczałem: żałuję, ubolewam, przepraszam, biorę odpowiedzialność na siebie" - podkreślił.