Zdaniem Napieralskiego, niektórym partiom "trudno będzie powstrzymać pokusę, by nie wykorzystać kampanii do osłabienia prezydencji lub wykorzystać prezydencję w kampanii wyborczej".

Reklama

"My będziemy te pokusy osłabiać" - zadeklarował Napieralski podczas seminarium zorganizowanego przez eurodeputowanych SLD na temat polskiego członkostwa w UE i rozpoczynającej się 1 lipca polskiej prezydencji w UE. "SLD jest formacją, dla której interes narodowy jest najważniejszy i nawet jeżeli mamy uwagi do polskiego rządu, to chcemy je artykułować w normalnej debacie. Nie chcę wykorzystywać elementów kampanii wyborczej czy frakcji w Parlamencie Europejskim do rozgrywania politycznych interesów" - zapewnił.

Ostrzegł natomiast, że "brak włączenia opozycji w prezydencję może rząd drogo kosztować". Przywołał przykład premiera obecnie sprawujących prezydencję Węgier, Viktora Orbana, krytykowanego w UE od pierwszych dni prezydencji m.in. za ustawę medialną, zmiany w uprawnieniach trybunału konstytucyjnego. "Jeżeli nie będzie współpracy z opozycją i choćby frakcją socjalistów tutaj (w PE), to to, co się stało z premierem Węgier, może stać się również z premierem Polski. Chodzi o to, żeby wokół priorytetów premier budował większość w polskim parlamencie i w Europie" - powiedział.

"Jeśli więc Donald Tusk zbuduje porozumienie z większością sił, to wsparcie na pewno dostanie. Bez względu na to, kto jest u sterów rządów, to sukces prezydencji spadnie nie na rządzących, ale na Polskę" - dodał, podkreślając wielokrotnie, że SLD to formacja "propaństwowa" i "proeuropejska", która rozumie, że udana prezydencja "wzmocni nasza pozycję w UE". Pytany, czy to podejście przełoży się także na rozmowy koalicyjne po wyborach, przyznał, że "ciężko mu jest sobie wyobrazić koalicję" z PiS, jako formacją antyeuropejską i formacją jednego tematu: katastrofy w Smoleńsku. W dalszej części debaty nie wykluczył jednak rozmów z PiS, kiedy jeden z doradców tej frakcji zaprotestował przeciwko określaniu PiS jako partii antyeuropejskiej.

Reklama



Donald Tusk zapowiedział na wtorkowej konferencji prasowej budowanie wokół polskiej prezydencji i jej głównych zadań "ogólnonarodowego politycznego porozumienia". Dodał, że być może jeszcze w tym tygodniu uda się zorganizować spotkanie, na którym będzie prosił liderów opozycji o pomoc w sprawie polskiego przewodnictwa w Radzie UE.

Zdaniem byłego premiera Leszka Millera, błędem rządu jest nie tylko brak debaty z opozycją, ale też brak "uspołecznienia" prezydencji, co sprawia że wiedza Polaków na jej temat jest znikoma. "Nie ma żadnego gestu w kierunku struktur społeczeństwa obywatelskiego, fundacji, aby zechciały włączyć się i promować idee prezydencji wraz z jej priorytetami" - powiedział. Miller wytknął Tuskowi brak decyzji, by wycofać Polskę z wynegocjowanego przez rząd PiS tzw. protokołu brytyjskiego do Traktatu z Lizbony, czyli zapisu ograniczającego stosowanie Karty Praw Podstawowych.

Reklama

Z kolei zdaniem prowadzącego seminarium ambasadora Polski przy UE w latach 2002-2006 Marka Greli (obecnie wysoki rangą dyplomata w Europejskiej Służbie Działań Zewnętrznych) "prezydencja to kultura kompromisu z 27 krajami UE", a nie sprawa narodowa.

"Nie ma prezydencji narodowej. My działamy w imieniu 27 krajów. I dobrze funkcjonują te kraje, które są zdolne osiągać porozumienie również ponadpartyjne na szczeblu krajowym - powiedział. - Prezydencja to sprawa ponadnarodowa. To nie jest wzięcie sprawy Europy w swoje ręce - to jest umiejętność udzielenia przez Polskę pomocy innym krajom w znalezieniu rozsądnego porozumienia".

Zdaniem Greli, który już prawie 10 lat pracuje w Brukseli, Polska jest doskonale do tego zadania przygotowana. "Widziałem wiele prezydencji od 2002 r. Może były trzy albo cztery tak starannie przygotowane jak polska" - powiedział. Jego zdaniem jest to zasługa m.in. tego, że za przygotowania odpowiada najmłodsza pokolenie 20- i 30-latków, którzy "są świetnie wykształceni i pełni entuzjazmu".

Podczas organizowanego przez SLD seminarium, Grela złożył hołd ludziom centrolewicy, "którzy dziś niekoniecznie wciąż utożsamiają się z polityką lewicy". "Gdzie są twarze z tamtych lat?" - zapytał parafrazując słowa piosenki i wymienił m.in. Włodzimierza Cimoszewicza, Danutę Huebner, Marka Belkę i Dariusza Rosatiego. "Bez ich udziału droga do UE byłaby trudniejsza. To był wielki intelektualny potencjał centrolewicy. To był magnes przyciągający myślących, wykształconych młodych ludzi" - powiedział.