Chodzi o informacje Antoniego Macierewicza, z których wnika, że nad wyjaśnieniem przyczyn katastrofy prezydenckiego samolotu w Smoleńsku pracują naukowcy z University of Maryland, w tym m.in. prof. Joseph R. Lakowicz.
Choć obaj panowie się spotkali, to jednak było to - jak mówi amerykański uczony - spotkanie kurtuazyjne.
Wygląda na to, że spotkanie zostało zorganizowane tylko po to, by później można było mówić, że rozmawiałem z posłem Macierewiczem - uważa prof. Lakowicz. Jak sam przyznaje nie miał wiedzy, kim dokładnie jest Antoni Macierewicz.
Podkreśla także, że on sam nigdy nie zajmował się katastrofą smoleńską.
Jestem wściekły na te doniesienia. Spotkałem się z panem Macierewiczem w ostatniej chwili, na życzenie pana Nowaczyka. Myślałem, że pan Macierewicz chciał się ze mną spotkać ze względu na moją reputację. Był wtedy w drodze z Nowaczykiem do Waszyngtonu i przejeżdżali koło mojego domu, gdzie akurat pracowałem. To było krótkie spotkanie. Macierewicz podziękował mi za pracę Nowaczyka. Szybko zmieniłem temat - opowiada przebieg spotkania prof. Joseph R. Lakowicz Tokfm.pl.
Przekazał też Nowaczykowi, że nie akceptuję jego pracy i nie chce by nazwa uczelni pojawiała się w tym kontekście.
Poinstruowałem go, żeby każdą dyskusję lub rozmowę rozpoczynał od tego, że to jest jego opinia, a nie uniwersytetu lub moja. Oświadczyłem to zdecydowanie, bez żadnych dwuznaczności, przy kilku okazjach - podkreśla. I jednym tchem dodaje: Czuję, że zostałem wystawiony albo oszukany - zostałem poproszony o zgodę na spotkanie kurtuazyjne, a potem zostało to przedstawione, jakbym był zaangażowany w te prace.