Do dziś rolnicy odczuwają skutki nawałnicy, która trzy lata temu zniszczyła paprykowe plantacje. Wtedy zbiory były minimalne. Teraz jest urodzaj i pogoda, ale zamknięcie wschodniego rynku spowodowało, że dramatycznie spadły ceny. O przeszło połowę.

Reklama

Papryka ma wiele zalet. Jest zdrowa i bogata w witaminę C. Ma też wadę. Warzywo jest nietrwałe. Tak jak jabłko może przetrwać w chłodni nawet rok, to papryka ma zaledwie tydzień, by trafić do przetwórni albo na stół.

Embargo spowodowało, że 40 procent zbiorów, które trafiało na rosyjski rynek, zostaje w Polsce. W skupach dramatycznie spadła cena warzywa. Jeszcze pod koniec lipca za kilogram papryki płacono 3 złote 50 groszy. Teraz mniej niż połowę tej ceny.

Dlatego - jak mówi Roman Sobczak, prezes Grupy Producentów Warzyw i Owoców "Polska Papryka" - zamknięcie ryków wschodnich to wielki problem, bo znalezienie odbiorów w innych częściach świata nie jest łatwe. Na przykład transport do Azji zajmuje około ośmiu dni. Po takim czasie papryka nadaje się jeszcze do jedzenia, ale do handlu raczej nie.

Zdaniem Dariusza Wołczyńskiego, wójta gminy Przytyk, plantatorzy sami sobie nie poradzą. Obawiają, że nie będą w stanie spłacać kredytów preferencyjnych, które w 2011 roku dostali na odnowę upraw. Już w tej chwili produkcja przestała przynosić zysk, a to dopiero połowa zbiorów.

Rolnicy mają nadzieję na pomoc państwa. Mowa jest o kilku wariantach. W zamian za dopłaty zlikwidowana może zostać część plantacji. W grę wchodzi tę utylizacja nadwyżek papryki.

W najbliższy poniedziałek z plantatorami spotka się minister rolnictwa Marek Sawicki. Zainteresowani liczą, że przedstawi im gotowy plan wyjścia z kryzysu.

85 procent krajowej produkcji papryki pochodzi z zachodniej części regionu radomskiego. Dziennie zbiera się jej około 400 ton.