Rzecznik w PiS Marcin Mastalerek wskazywał, że w sąsiedztwie łódzkiego urzędu wojewódzkiego - tam dziś odbyło się wyjazdowe posiedzenie rządu - bez skrępowania działają sklepy z dopalaczami.
Jego zdaniem, Platforma nic nie zrobiła, żeby załatwić ten problem. Rzecznik powiedział, że zamiast robić posiedzenie rządu w urzędzie wojewódzkim, Ewa Kopacz powinna je przenieść do jednego z pobliskich sklepów z dopalaczami.
Mastalerek zaznaczył, że tak zwane dopalacze, to nic innego, jak narkotyki, które są śmiertelnie niebezpieczne dla ludzi. Mimo tego zamiast konkretnych rozwiązań rząd zgłasza jedynie kolejne obietnice, jak podkreślał.
Mastalerek wypomniał politykom PO, że w 2010 roku z powodu dopalaczy do szpitali trafiło 500 osób. W zeszłym roku ta liczba wyniosła 2,5 tysiąca. Jego zdaniem to koronny dowód na fatalne działania rząd w tej sprawie. Pięć lat temu sejm zdecydowaną większością głosów uchwalił tak zwaną ustawę dopalaczową, która miała powstrzymać sprzedaż używek. Ówczesny premier Donald Tusk obiecywał wtedy, że załatwi problem.