Poseł nie zjadł wczoraj obiadu i kolacji, a dzisiaj śniadania. Ale rzecznik łódzkiej Służby Więziennej major Jarosław Góra uspokaja. Mówi dziennikowi.pl, że jeszcze nie było takiej sytuacji, by któregoś z aresztantów trzeba było dokarmiać. "To tylko demonstracja posła" - nie ma wątpliwości major Góra.
A co jeśli Łyżwiński zagalopuje się w swoim proteście i zostanie z niego tylko skóra i kości? Major Góra tłumaczy, że jeśli stan aresztanta będzie zagrażał jego zdrowiu, wtedy poseł może być odżywiany na przykład kroplówką. "Zanim jednak zostałby do niej podłączony, potrzebne byłyby dwie niezależne opinie lekarskie" - podkreśla Jarosław Góra.
Poseł głoduje od wczoraj, jednak według radia RMF, wydał dziś 200 złotych w więziennym sklepiku. Nie wiadomo jednak, czy kupił jakieś przekąski.
Dlaczego Łyżwiński nie przyjmuje posiłków? Protestuje w ten sposób przeciw swojemu losowi. Żona posła bez ogródek wyznaje, że aresztowanie jej męża to robota ministra sprawiedliwości Zbigniewa Ziobry, który w ten sposób chce się pozbyć przeciwnika politycznego. "Mąż głoduje na znak protestu przeciwko ręcznemu sterowaniu prokuraturą i sądem przez ministra Zbigniewa Ziobrę" - tłumaczy Wanda Łyżwińska.
Z kolei adwokat posła żąda, żeby śledztwo w sprawie seksafery przeniesiono z Łodzi do innego miasta. Skarży się, że sąd, przychylając się do wniosku o areszt, nie wziął w ogóle pod uwagę dokumentacji na temat stanu zdrowia Łyżwińskiego. A ta - według mecenasa Wiesława Żurawskiego - dowodzi, że poseł w 1981 roku miał wypadek, w którym ucierpiał jego kręgosłup. I od tego czasu Łyżwiński nie może wykonywać gwałtownych ruchów. Dlatego też nie mógł nikogo zgwałcić - tłumaczy tę skomplikowaną logikę obrońca.
Jednak prokuratura jest pewna swego. Stanisław Łyżwiński ma siedem poważnych zarzutów, w tym zarzut gwałtu i wykorzystywania seksualnego czterech kobiet.