Posłowie PiS wczoraj wyliczali, ile kilometrów autostrad zbudowała do tej pory Platforma Obywatelska, a teraz postanowili podliczyć ostatnią wizytę szefa rządu w Ameryce Południowej.
Posłowie PiS, Iwona Arent i Joachim Brudziński, pytali jak ma się program "taniego państwa" do wyprawy szefa rządu do Peru i Chile, o której sam mówił, że to podróż jego życia. Premier dziś wieczorem wróci do kraju. DZIENNIK przed kilkoma dniami oszacował koszty jego podróży na milion 600 tysięcy złotych.
Posłowie PiS natychmiast wyliczyli, że można byłoby za to kupić 400 komputerów dla uczniów, 833 roczne abonamenty na internetowe łącza dla szkół, czy ufundować 133 roczne stypendia dla uzdolnionych uczniów.
"Rolą premiera jest uczestniczenie w takich wydarzeniach jak szczyt Unia Europejska-Ameryka Łacińska, trudno sobie wyobrazić, żeby szefa rządu nie było w takim miejscu" - komentuje rzeczniczka rządu, Agnieszka Liszka.
I dodaje, jeszcze nie zostały oszacowane koszty wizyty premiera w Peru i Chile. "Zawsze staramy się, aby czas i środki były wydane jak najlepiej" - zapewnia Liszka.
Ale Joachim Brudziński wypomniał nie tylko wizytę "słońca Peru", czyli Donalda Tuska. Do tej podróży dołączyło "13 słoneczek irackich".
Chodzi o 13 urzędników samorządowych PO z Zachodniopomorskiego, którzy "utknęli w bazie wojskowej Echo w Iraku" z powodu burzy piaskowej. Samorządowcy wieźli dary dla irackich dzieci za 30 tysięcy złotych, choć koszty samej podróży kilkakrotnie przekroczyły tę kwotę.
"Płaci za to wojsko, armia utrzymuje tychże państwa, musi ich nakarmić, oprać" - grzmiał Brudziński. Dodał, że trudno jest uzyskać informacje o tej podróży, bo "wojsko zasłania się tajemnicą".