Według jednego z uczestników tajnego spotkania u ministra Zbigniewa Wassermanna w 2006 roku zostały tam podane informacje potwierdzające istnienie tajnego więzienia CIA w Polsce od 2002 do 2005 roku. Inni uczestnicy narady tego nie potwierdzają. Dziś przedstawiamy całość naszych ustaleń. Wynika z nich, że Amerykanie mogli przetrzymywać w Polsce terrorystów. Ale pokazujemy także zakulisowe rozgrywki, które są wokół tego prowadzone - piszą dziennikarze śledczy DZIENNIKA.

Reklama

>>>Tajne rozmowy rządu o więzieniach CIA

W Ameryce gazety publikują coraz to nowe przecieki wskazujące Polskę jako miejsce przetrzymywania i torturowania podejrzanych o terroryzm. Nie lepiej wygląda to na krajowym podwórku. Z prokuratury wydostają się informacje o tajnym śledztwie w tej sprawie. Jak zwykle swoje próbują ugrać politycy.

Początek września 2008, biurowiec w centrum Warszawy. Opowiada oficer służb związany z lewicą:
CIA miała od 2002 r. swoją bazę w Polsce, do której przewożeni byli ludzie podejrzani o terroryzm. Miejsce to znajdowało się w wydzielonej strefie ośrodka szkolenia wywiadu w Kiejkutach. Dostęp do tej strefy mieli tylko Amerykanie. Nawet jedzenie i picie dla więźniów i amerykańskiej obsługi nie pochodziło z Polski. Przywożono je z Frankfurtu.

Co dokładnie działo się za zamkniętymi drzwiami? Czy więźniów torturowano? Nie sądzę, żeby taka wiedza była w Polsce, nawet na najwyższych szczeblach. Amerykanie mieli pełną dowolność działania i nikt ich nie kontrolował. Z tego, co wiem, nie było żadnej umowy o czasowym przekazaniu tego terenu ludziom z CIA. Wszystko odbywało się "na twarz", a formalną podkładką była ogólna umowa o współpracy polskich i amerykańskich służb.

Duża amerykańska ekipa, głównie ludzi z CIA, zajmująca się koordynacją przerzutu więźniów rezydowała w ośrodku pod Warszawą, który należy do jednego z urzędów państwowych. Oczywiście o obecności Amerykanów i ich więźniów w Kiejkutach wiedzieli Miller i Kwaśniewski. Akceptowali to. Czy wiedzieli o torturach, agresywnych zachowaniach wobec podejrzanych o terroryzm? Nie wydaje mi się.

Amerykanie wmówili im, że ta strefa będzie czymś w rodzaju składu, miejscem przetrzymywania więźniów przed przewiezieniem ich do miejsc przeznaczenia. A Polacy nie sprawdzali, jak było naprawdę. Panowało pełne przyzwolenie dla działań Amerykanów. Dlaczego? Postkomunistyczna lewica, żeby uwiarygodnić się przed Waszyngtonem, gotowa była na wiele - posłanie wojsk na wojnę z terroryzmem, kupno myśliwców F-16, a nawet obronę płk. Kuklińskiego wbrew własnemu elektoratowi.

Reklama

A dla Amerykanów Kiejkuty były idealnym miejscem po drodze z Afganistanu i Bliskiego Wschodu. Duży, rygorystycznie chroniony teren oddalony od dużych miast. W pobliżu lotnisko w Szymanach. No i co najważniejsze: przyjazna polska administracja gotowa do lojalnej współpracy z USA.

>>>Przeczytaj, co Tusk zrobił w sprawie tajnych więzień CIA

Połowa lipca 2008, knajpa oddalona o kilkadziesiąt kilometrów na północ od Warszawy. Opowiada wysoki rangą oficer wywiadu:
Ośrodek szkolenia wywiadu w Kiejkutach podzielony jest na sektory. Poruszanie się po obiekcie zależy od stopnia wtajemniczenia. Dla gości dostępna jest jedna strefa, dla uczniów następna, potem kolejna zona, do której kursanci już nie mają wejścia i tak dalej. W ośrodku jest też strefa zero. To kilka willi w lesie. One zostały wynajęte Amerykanom w 2002 r. Nie bardzo było wiadomo, co ludzie z CIA tam robią. Było natomiast jasne, że są, bo często przyjeżdżały do nich furgonetki z przyciemnianymi szybami.

21 grudnia 2005, Sejm
Do zamkniętych dla dziennikarzy pomieszczeń komisji służb specjalnych wchodzą: minister Zbigniew Wassermann, szef ABW Witold Marczuk oraz kierujący wywiadem Zbigniew Nowek. Cała trójka od niedawna odpowiada za służby, po wyborczym zwycięstwie PiS. Najdelikatniej mówiąc, nie przepadają za SLD i ekipą Kwaśniewskiego, które właśnie oddały władzę. Ministrów wezwano, żeby przedstawili informacje o domniemanych więzieniach CIA w Polsce.

Sprawa robi się paląca. Zachodnie media, powołując się na organizacje ochrony praw człowieka, podają, że Amerykanie w Europie Wschodniej przetrzymywali i torturowali osoby podejrzane o terroryzm. Wskazywana jest Rumunia i właśnie Polska. Posiedzenie sejmowej komisji z 21 grudnia jest nietypowe. Na spotkanie z szefami służb przychodzi tylko garstka posłów. Po chwili sejmowa reprezentacja kurczy się do dwóch osób.

Staje się tak, bo Nowek mówi, że wiadomości może przedstawić tylko tym, którzy mają certyfikat dostępu do informacji ściśle tajnych. " Wyszliśmy i czekaliśmy z Markiem Biernackim w pomieszczeniu obok" - opowiada nam Paweł Graś z Platformy. W tej sytuacji wiadomości od Nowka wysłuchują tylko szef komisji Roman Giertych z LPR i Zbigniew Sosnowski z PSL. Po spotkaniu jego uczestnicy zachowują się powściągliwie. "Jestem usatysfakcjonowany informacjami. Sprawa jest zamknięta" - mówi Giertych.

"Przekazaliśmy pełną informację komisji. Nie będę jej komentował " - dodaje Wassermann. Ale to tylko słowa, bo faktycznie sprawa toczy się dalej.

Giertych jako szef komisji zaraz po świętach i sylwestrze - na początku stycznia 2006 - wysyła pismo do Wassermanna. Bardziej lakoniczny list w tej samej sprawie śle również do prokuratora generalnego Zbigniewa Ziobry. Od Wassermanna Giertych żąda pełniejszego wyjaśnienia kwestii więzień. Dlaczego Giertych to robi?

"Bo informacje Nowka z 21 grudnia wskazywały na istnienie ośrodka CIA za zgodą lewicowych władz" - mówi nasz rozmówca. Ze względu na ochronę źródła informacji nie możemy napisać, czy chodzi o posła, czy o którąś z osób wezwanych na to posiedzenie.

"Na tamtym spotkaniu nie było informacji, że w Polsce znajdowały się więzienia. Nie było mowy o tym, że dochodziło do łamania prawa, nie było takich podejrzeń" - relacjonuje nam były poseł Zbigniew Sosnowski, dziś wiceminister spraw wewnętrznych.

"Tak? To ciekawe" - mówi uczestnik tamtego spotkania, gdy przedstawiamy mu reakcje Sosnowskiego.

"Spytajcie go, czy po informacji od Nowka powiedział zdanie, który wywołało ogólne rozbawienie: <Czy po tym, co teraz usłyszałem, mogę wyjechać do Niemiec?>"

"To bzdura. Zapytałem, jako świeży członek komisji, jak się mam zachowywać za granicą, na przykład w Niemczech. Ale to nie miało żadnego związku z domniemanymi więzieniami" - oburza się Sosnowski.

Wiosna 2006, gabinet ministra Wassermanna w budynku kancelarii premiera
Wassermann prosi, żeby przyjechali do niego dwaj najważniejsi prokuratorzy w kraju: generalny Zbigniew Ziobro i krajowy Janusz Kaczmarek. Sytuacja jest dziwna. Wassermann jest ostro skonfliktowany z Ziobrą. Ambitny i młody minister nie widzi więc powodu, żeby stawiać się u swego krakowskiego konkurenta. Jednak ze strony Wassermanna pada argument, wobec którego Ziobro jest bezradny: "Chodzi o sprawę, z którą ja nie mogę wyjść ze swojego gabinetu".

Ziobro i Kaczmarek jadą więc do Wassermanna. W gabinecie koordynatora służb czeka już szef wywiadu Zbigniew Nowek. Żaden z uczestników tej narady nie chce wypowiadać się oficjalnie:

Nowek: "Możecie mnie kroić piłą mechaniczną. Nie będę się wypowiadał ".

Wassermann: "Nie potwierdzam nawet, że doszło do takiego spotkania ".

Kaczmarek: "Nie mam niczego do powiedzenia o tej historii".

Ziobro: "To nie jest temat do publicznych dyskusji, nie odpowiem na pytania".

Jeden z uczestników narady nieoficjalnie: Wassermann daje Ziobrze teczkę, w której znajduje się dwustronicowy dokument Agencji Wywiadu. Ziobro czyta, a potem podaje papiery Kaczmarkowi. Ten też czyta. Dokument potwierdza, że w Polsce było więzienie CIA. Ziobro trzeźwo pyta, czego Wassermann oczekuje od niego i Kaczmarka? O co tu w ogóle chodzi i czy Wassermann chce wszczęcia śledztwa? Sytuacja robi się coraz bardziej napięta. Wtedy wtrąca się Nowek i zauważa, że nie dał uczestnikom narady do podpisania kwitu, który byłby dowodem na zapoznanie się z materiałem ściśle tajnym. Krótka i gwałtowna narada kończy się w lodowatej atmosferze.

Ziobro ma bowiem prawo podejrzewać, że Wassermann wciąga go w niejasną grę i zrzuca odpowiedzialność na jego barki. Jak? Podaje informacje o przestępstwie i Ziobrze pozostawia decyzję, co dalej robić w jednej z najbardziej drażliwych spraw ostatnich lat. Sam odsuwa się w cień i w przyszłości postawiony pod ścianą może się bronić, mówiąc, że o wszystkim poinformował dwóch najważniejszych prokuratorów.

Drugi uczestnik spotkania: Gdyby prokurator generalny dowiedział się o popełnieniu przestępstwa, nawet nieformalnie, to powinien wszcząć śledztwo.

Trzeci dodaje: W tej notatce i w czasie tej krótkiej rozmowy nie było mowy o więzieniach, torturach i przetrzymywaniu więźniów. Była mowa o lądowaniach amerykańskich samolotów w Szymanach, ale te samoloty lądowały też w Hiszpanii, Niemczech i Wielkiej Brytanii. Nie było niczego, co mogłoby wskazywać na podejrzenie popełnienia przestępstwa.

Jeśli byłoby tak, jak utrzymuje trzeci rozmówca, to po co minister wezwał szefa wywiadu i dwóch najważniejszych prokuratorów w kraju? Czy po to, żeby porozmawiać o lądowaniach, co opisywały już gazety? W kontekście tego spotkania zastanawiająco brzmią słowa Wassermanna, który ostatnio publicznie powiedział: "W tej sprawie (w sprawie ewentualnych więzień) zrobiłem wszystko, co do mnie należało".

W rozmowie z nami jak mantrę powtarza te słowa. Czy chodzi o to, że swoją wiedzę przekazał najwyższym prokuratorom? "Obowiązuje mnie tajemnica" - odpowiada.

Sierpień 2007, Sejm
Rozsypuje się koalicja PiS z Samoobroną i LPR. Rusza kampania wyborcza.

Jeden z najbliższych współpracowników Giertycha w tamtym czasie: Powiedział mi, że jeśli użyłby swojej wiedzy o tej sprawie, to polska scena polityczna przewróciłaby się do góry nogami. Po kilku dniach wspomniał, że konsultował tę kwestię z ojcem, który odradził mu granie tą kartą, bo byłoby to wbrew polskiej racji stanu.

Giertych się oburza: To kłamstwo. Mój ojciec nie ma certyfikatów, które dopuszczają go tajemnic. Nie rozmawiałem z nim o sprawie domniemanych więzień. Nie planowałem też użycia tej historii do kampanii, bo byłoby to wbrew interesom Polski. Z taktycznego punktu widzenia byłoby to zresztą samobójcze. Wyobraźmy sobie, że wywlekam sprawę. Robi się głośno, i to nie tylko w Polsce. Trzy dni później zamachowcy w odwecie zabijają trzech polskich żołnierzy w Afganistanie. Głównym winnym byłbym ja i moja partia.

Faktem jest natomiast, że w sierpniu 2007 Giertych zagaduje w Sejmie Donalda Tuska. "Powiedziałem, że przekażę mu istotne informacje dotyczące bezpieczeństwa państwa, gdy zdobędzie odpowiednie certyfikaty dostępu do tajnych informacji" - opowiada były lider LPR.

Styczeń 2008, kancelaria premiera
Giertych pisze list do Tuska, w którym nawiązuje do rozmowy sprzed pięciu miesięcy. Tusk jako premier ma już dopuszczenie do najściślejszych tajemnic. Giertych proponuje spotkanie w sprawie domniemanych więzień, radzi też Tuskowi, żeby przed wypowiadaniem kategorycznych sądów w tej sprawie, poprosił o dokumenty źródłowe w Agencji Wywiadu. Faktem jest, że Tusk nigdy nie wypowiedział się w sposób definitywny na temat więzień. Nie powiedział, że były. Nie zaprzeczył, jak cały garnitur polityków z pierwszych stron gazet poczynając od Aleksandra Kwaśniewskiego, Leszka Millera, poprzez braci Kaczyńskich, a kończąc na Kazimierzu Marcinkiewiczu.

Tusk na list od Giertycha reaguje nietypowo. Przekazuje sprawę prokuratorowi generalnemu, a ten jeszcze w styczniu inicjuje tajne śledztwo o sygnaturze V Ds 01/08 w warszawskiej prokuraturze okręgowej. Było ono, jak ustaliliśmy, prowadzone z artykułu 231 kodeksu karnego. Chodzi o niedopełnienie obowiązków lub przekroczenie uprawnień przez funkcjonariuszy publicznych. Jednak prokuratura się nie popisuje i de facto nie może wystartować ze swoim postępowaniem. Przez wiele miesięcy śledczy nie są w stanie nawet przesłuchać Giertycha, który zasłania się tajemnicą. Prokuratorzy nie zdobywają u marszałka Sejmu zgody na zdjęcie z Giertycha obowiązku zachowania tajemnicy. A to podstawowy warunek, żeby przesłuchać byłego lidera LPR, który swoją wiedzę w Sejmie zdobył w warunkach "ściśle tajnych".

Początek lipca 2008, Sejm
Dzwonimy do jednego z liderów Platformy Obywatelskiej, żeby zapytać o sprawę "przekazów dnia", czyli instrukcji, które dostawali posłowie tej partii.

Polityk wypala: Dlaczego dziennikarze śledczy zajmują się takim błahym tematem? Jest historia, która wkrótce będzie sprawą numer jeden, i to nie tylko w polskiej polityce. Chodzi o to, o czym napisał właśnie "New York Times" (kilka dni wcześniej amerykański dziennik, powołując się na źródła w służbach, po raz kolejny napisał, że CIA miała tajne więzienia w Polsce - red.).

Umawiamy się z tym politykiem w Sejmie. Nie owijając w bawełnę mówi, że wszystko wskazuje na istnienie więzień i krycie sprawy przez Kaczyńskich dla dobra relacji z Ameryką. Obiecuje dowiedzieć się czegoś więcej po wakacjach parlamentarnych.

Przełom lipca i sierpnia 2008, Warszawa
Zgodnie z zapowiedziami polityka Platformy sprawa więzień wylewa się na pierwsze strony gazet. Prokuratura Krajowa potwierdza bowiem, że od trzech tygodni prowadzi tajne śledztwo. Okazuje się, że postępowanie zostało przejęte z prokuratury okręgowej, która przez ponad pół roku niewiele zdziałała.

Giertych nie kryje irytacji: Wypuszczenie przecieku o rozpoczynającym się śledztwie to skandal i narażanie Polaków na niebezpieczeństwo.

Historia zaczyna się coraz bardziej rozkręcać. Z prokuratury wychodzą kolejne szczegóły. Takie, że śledztwo jest zakrojone na dużą skalę i wśród przesłuchiwanych będą najważniejsi ludzie w państwie.

Jeszcze raz jedziemy do polityka Platformy, który na początku lipca wskazywał, byśmy zainteresowali się tematem więzień. Pytamy, dlaczego sprawa nabrała takiego tempa? "Tusk był coraz mocniej przypierany do muru. Dostał pytania od rzecznika praw obywatelskich, w Stanach wylewają się coraz to nowe szczegóły. W tej sytuacji nie można było zostać bezczynnym " - tłumaczy. I dodaje, że kilka miesięcy temu rozmawiał o tej sprawie z Tuskiem: "Premier mówił mi, że w dokumentach służb nie ma twardych dowodów na istnienie tego więzienia. Ale według mojej wiedzy skromne informacje w służbach pozostały".

Polityk PiS: Nie wierzę w czyste intencje Platformy. Chodzi im o dokopanie Kaczyńskim i pokazanie, że PiS ukrywał prawdę o tym, co działo się na Mazurach.

Te zarzuty odpiera wysoki rangą oficer ABW: Trzeba było nadać tempo sprawie. Kończy się druga kadencja Busha. Odchodząca administracja może w kontrolowany sposób odpalać niebezpieczne dla niej tematy, takie jak nielegalne więzienia. Proszę zauważyć, że w prasie amerykańskiej nasilają się przecieki na ten temat Polski i więzień. Po drugie, przy ostrej konfrontacji z McCainem to Obama może w najbliższych tygodniach sięgnąć po tę kartę, żeby uderzyć w Republikanów.

Wysoki rangą oficer wywiadu wyśmiewa te argumenty: Od końca 20 05 roku do dziś w amerykańskiej prasie nie wyszło nic nowego. Pokazywane są fotografie tych samych terrorystów, którzy mieli być trzymani w Polsce. Przecieki do amerykańskich dziennikarzy idą ze średniego szczebla i nie są, moim zdaniem, elementem zaplanowanej akcji. CIA po odejściu szefa służby Portera Gossa w 2006 roku zmienia swój charakter. Staje się bardziej agencją urzędników, a mniej firmą oficerów wywiadu. Nie wszystkim się to podoba. Stąd biorą się frustracje i przecieki. Ale żadne twarde dowody za oceanem się nie pojawią. Ani od Busha, ani od Obamy. Gdyby Amerykanie odpalili sprawę, wszystkie wywiady się od nich odwrócą, włącznie z Brytyjczykami. Nikt nie będzie chciał z nimi wchodzić w niebezpieczne historie.

Inny rozmówca z polskich służb specjalnych sugeruje, żeby odpuścić sobie temat: Sprawa grozi sankcjami Unii Europejskiej i ściąga na nas niebezpieczeństwo ataków terrorystycznych. Na tym, żeby pokazać "polskie więzienia CIA", wyraźnie zależy Rosjanom. Mogliby wtedy wołać na cały świat, że jesteśmy pieskami Ameryki. Proponowałbym więc przygnieść sprawę metalowym kafarem i o niej zapomnieć.

Z takim stawianiem sprawy nie zgadza się Ryszard Bugaj. Były działacz lewicy już kilka razy w ostatnich latach składał zawiadomienia o podejrzeniu popełnienia przestępstwa. Nikogo w prokuraturze to nie zainteresowało.

"Jeśli te więzienia były, to jest to dowód, co mogą wyprawiać niekontrolowani politycy. W tym przypadku Aleksander Kwaśniewski, który dla międzynarodowego poklasku mógł narażać bezpieczeństwo kraju. Ci, którzy twierdzą, że nie należy o tym mówić, nie mają racji. W świecie istnieje przekonanie, że te więzienia u nas były. Terrorystom to wystarczy, nie potrzebują oficjalnych potwierdzeń. Zagrożenie ściągnęli na Polskę ci, którzy się na te więzienia zgodzili, o ile one oczywiście były u nas. A nie ci, którzy chcą teraz wyjaśnień" - mówi Bugaj.

Historia z więzieniami rozkręca się z dnia na dzień. W piątek okazało się, że swoje dochodzenie chce prowadzić sejmowa komisja do spraw służb. Z kolei premier Tusk zapowiedział, że jest gotów złożyć zeznania na ten temat w prokuraturze.

Terroryści, którzy mieli być przetrzymywani w Polsce

>>>Przeczytaj, co robili z arabskim terrorystą w Polsce

Według amerykańskich mediów w Polsce mogło być przetrzymywanych między 2002 a 2005 rokiem od 8 do 12 podejrzanych o terroryzm. Mieli to być m.in.:

Chalid Szejk Mohammed (ok. 45 lat) - katarski terrorysta, główny organizator zamachów z 11 września 2001. To on wymyślił jednoczesne ataki samolotów. Według jego planu miały to być wieże WTC, Kapitol, Biały Dom, Pentagon, siedziby FBI i CIA.

Aresztowany w Pakistanie w marcu 2003 r. Informator który go wystawił, opisywany jako "niepozorny wieśniak", dostał z rąk szefa CIA czek na 25 mln dol. i nowe życie w USA.

Mohammed miał być czasowo przetrzymywany i torturowany w Polsce. M.in. ok. 100 razy poddawano go tzw. waterboardingowi, czyli kontrolowanemu podtapianiu. W Guantanamo na Kubie toczy się jego proces.

Abu Zubajda (ok. 47 lat), następca Osamy bin Ladena. Kierował operacjami terrorystycznymi Al-Kaidy. Uczestniczył w przygotowaniach do ataków na Nowy Jork i Waszyngton z 11 września.

Pochodzi z dobrej rodziny, ma wyższe wykształcenie. Abu Zubajda został złapany w Pakistanie w marcu 2002 r. Namierzono go dzięki telefonowi komórkowemu. Trafił do tajnego więzienia pod Bangkokiem w Tajlandii, a potem podobno do Polski. Jego i Mohammeda miał w Polsce przesłuchiwać Deuce Martinez, były specjalista CIA od karteli narkotykowych. Teraz Abu Zubajda przebywa na Kubie.

Ramzi bin Al-Szib, współodpowiedzialny za zamachy z 11 września - miał być łącznikiem między wykonawcami a szefostwem Al-Kaidy. Jako jedyny z rzekomo przetrzymywanych w Polsce terrorystów miał nie być poddawany torturom, ponieważ zdecydował się na współprace z oficerem CIA.

Około 2004 r. bin Sziba oraz Abu Zubajdę i Mohammeda przetransportowano podobno z Polski do nowo wybudowanego tajnego aresztu na pustyni w jednym z krajów arabskich. Mogło chodzić o Egipt. Potem jednak także Al-Szib trafił do Guantanamo na Kubie. Wszystkim trzem grozi kara śmierci.