"Traktuję swoje zadania poważnie i nie bawię się w gry, ani gierki. Chodziło o wyróżnienie pilota (srebrną oznaką ministra obrony narodowej) spośród innych za to, że zastosował się do obowiązujących go procedur" - mówi Klich.

Lech Kaczyński leciał do Gruzji z prezydentami Litwy i Estonii oraz premierem Łotwy. Chciał, by samolot nie leciał do Gandżi w Azerbejdżanie, lecz od razu do Tbilisi. Pilot nie posłuchał prezydenta i nie wylądował bezpośrednio w Gruzji. Prezydent zapowiadał, że "po powrocie do kraju wprowadzimy porządek w tej sprawie", a podczas lotu powiedział o dowódcy załogi, że "oficer powinien być mniej lękliwy".

Reklama

"W myśl ustawy to kapitan samolotu, biorąc pod uwagę różne czynniki decyduje o tym, czy lecieć, czy nie lecieć i w jakim kierunku. Pilot przedstawił mi później przynajmniej 9 powodów, dla których nie zdecydował się na przelot do Tbilisi. Jednym z zasadniczych powodów było to, że jego misja była zaplanowana inaczej" - powiedział Klich.

"Właśnie chodziło o to, by dowolnie nie zmieniać tras przelotu. Pilot wykonał zadanie, które powierzył mu przełożony dowódca, konsultował się z szefami ochrony prezydentów Polski i Ukrainy, o czym zaświadczył stosownym meldunkiem na piśmie, co więcej konsultował się też ze swoim przełożonym - dowódcą 36 pułku lotnictwa specjalnego, który podtrzymał rozkaz wydany mu poprzedniego dnia, że ma wykonać zadanie zaplanowane, a nie modyfikowane" - wyjaśnił minister "Trzeba uszanować ustawowe i prawne procedury rządzące w wojsku, bo bez szacunku dla nich nie będzie wojska" - dodał.

O odznaczeniu pilota poinformował szef MON w środę. A brytyjski "Daily Telegraph" napisał, że odznaczenie jest "afrontem rządu Donalda Tuska wobec prezydenta Lecha Kaczyńskiego".