Według pierwszych doniesień wyglądało to jak żart na miarę Osamy bin Ladena. Media podawały, że na pokładzie eksplodowała... petarda. Rzeczywistość okazała się o wiele bardziej przerażająca. To nie były fajerwerki, a prawdziwa bomba. 278 pasażerom groziła śmierć.
23-letni zamachowiec pochodzący z Nigerii próbował zdetonować ładunek przyczepiony do swojej nogi. Aby spowodować wybuch musiał użyć strzykawki ze środkiem zapalającym. Według innych źródeł materiał wybuchowy był mieszaniną proszku i płynu.
Gdy rozległ się huk, na pokładzie Airbusa 330 linii Northwest Airlines wybuchła panika. Na szczęście nikt poważnie nie ucierpiał. Jedna osoba trafiła do szpitala, kilka innych ma drobne obrażenia. Wszyscy za to porządnie najedli się strachu.
Zamachowiec został natychmiast obezwładniony. Ma poważne poparzenia trzeciego stopnia. Na lotnisku przejęła go policja. Sprawą zajęło się Federalne Biuro Śledcze, czyli FBI. Agenci na razie nie informują, jak udało mu się przemycić ładunek na pokład samolotu.
Wiadomo już, że 23-letni Nigeryjczyk studiuje w Londynie i nazywa się Umar Faruk Abdul Mutallab. Potwierdzono też jego powiązania z Al-Kaidą. Według śledczych terrorysta dostał zlecenie wysadzenia samolotu nad terytorium USA.
We wszystkich maszynach na terenie USA na polecenie prezydenta Baracka Obamy wprowadzono dodatkowe środki bezpieczeństwa. Służby sprawdzają, czy próba zamachu nie jest częścią serii ataków terrorystycznych.