Podczas gdy niedobitki oddziałów powstańczych broniły się jeszcze w piątek na przedmieściach Ras al-Unuf i pod osłoną urządzeń rafinerii i zbiorników ropy w porcie odległym o 10 kilometrów od miasta, czołgi, artyleria i lotnictwo rządowe kontynuowały ofensywę w kierunku Bengazi.
Do powstańczej stolicy we wschodniej Libii pozostało 335 kilometrów. Na ich drodze pozostało jeszcze miasto Brega, leżące 30 kilometrów na wschód, na którego rogatkach, zwykle zatłoczonych wojskiem, zagraniczni dziennikarze widzieli w piątek tylko niewielu powstańców uzbrojonych w broń automatyczną.
"Marsz najemników i żołnierzy Kadafiego na Bengazi wydaje się nie do powstrzymania" - napisał w piątek specjalny wysłannik madryckiego dziennika "El Pais".
Rzeczniczka powstańczej Narodowej Rady Libijskiej, Iman Bugaigis, powiedziała w wywiadzie dla katarskiej telewizji Al-Dżazira: "Jeśli wspólnota międzynarodowa nie ustanowi strefy zakazu lotów nad Libią, będziemy walczyć nadal. Nie mamy odwrotu. (Sekretarz stanu USA) Hillary Clinton mówi, że obawia się Al-Kaidy i wojny domowej. Ale w Libii wybór jest między nami a rodziną Kadafiego. Nie rozumiem, jak można mieć takie podejście do tej wojny".
Syn Kadafiego i jego prawdopodobny następca, Saif al-Islam, który zapowiedział "wielką końcową ofensywę", zwracając się w piątek do Europejczyków, oświadczył: "Jeśli chcą poprzeć milicję (powstańczą), proszę bardzo. Ale uprzedzam, że przegrają. Nie boimy się floty Stanów Zjednoczonych, ani NATO, ani Francji, ani Europy. To jest nasz kraj!"
W innej wypowiedzi telewizyjnej zapowiadał, że "Libia zostanie wkrótce spacyfikowana i zapanuje tu pokój". Madrycki dziennik "El Pais", który ma w tym kraju swego specjalnego wysłannika, Juana Miguela Munoza, skomentował: "Będzie to pokój cmentarzy".
Siły rządowe - podkreślają wszystkie depesze agencyjne z Libii - mają pod dostatkiem nowoczesnego uzbrojenia: broń pancerną, artylerię, lotnictwo szturmowe, a rząd zapowiada, że ściągnie wkrótce na front "najcięższe rodzaje broni".
W taktyce wojsk rządowych pojawił się nowy element: Ras al-Unuf zostało zaatakowane również z morza. Podczas ataku na to miasto "40 lub 50 żołnierzy na czterech barkach wylądowało koło hotelu Fadeel" - pisze w depeszy z frontu korespondent AFP.
Jak wynika z depesz agencji Reutera, miasto po zaciętych walkach zostało zdobyte stosunkowo niewielkimi siłami. Atakujący weszli do Ras al-Unuf w sile 150 żołnierzy, którzy posuwali się w kierunku centrum za trzema czołgami.
Na niezbyt dużą liczebność wojsk rządowych liczą powstańcy. Cytowany przez AFP rzecznik Narodowej Rady Libijskiej, Mustafa Ghieraiani, mówi, że siły Kadafiego "nie są wystarczająco liczne, aby utrzymać kontrolę nad miastami, które zajmują ma wschodzie kraju", a linia frontu zmienia się z godziny na godzinę.
Mobilność i skuteczność działań powstańczych utrudnia pogarszająca się łączność. Od czwartku coraz trudniej łączyć się telefonicznie we wschodniej części kraju.
W wojnie elektronicznej rząd oprócz telewizji państwowej stosuje do siania defetyzmu w szeregach powstańców i ich zwolenników SMS-y. W telefonach komórkowych pojawiają się od czwartku zapowiedzi w rodzaju: "Cieszcie się mieszkańcy Adżabii, dzień wyzwolenia jest bliski" albo "Niezadowolony ludzie Bengazi, przygotuj się na dni szczęśliwości, ponieważ wkrótce nadejdzie wyzwolenie".
W piątek, dzień modlitw u muzułmanów, rząd Muammara Kadafiego ostrzegł mieszkańców Trypolisu, aby po wyjściu z meczetów nie przyłączali się do protestujących przeciwko rządowi. Ostrzeżenie było skierowane także do imamów.
Po odbiciu z rąk powstańców Zawii, miasta u wrót stolicy, zaledwie 40 kilometrów na zachód od Trypolisu, rząd libijski zaprosił tam stu zagranicznych dziennikarzy. Mogli oni obserwować manifestację na cześć Kadafiego. Jej uczestnicy wznosili po angielsku okrzyki: "I love Gaddafi, I love Gaddafi" (Kocham Kadafiego).
Wysłannik Reutera napisał, że miasto jest bardzo zniszczone. Na głównym placu zawieszono na zniszczonych kulami i odłamkami fasadach domów kotary w kolorze zielonym i białym. Wszędzie widać ślady zaciętych walk, jakie powstańcy toczyli w obronie Zawii.
Przywódcy europejscy, którzy zebrali się w piątek w Brukseli, zapowiedzieli podjęcie środków, które zwiększą izolację Kadafiego. Brak jednak poparcia dla prezydenta Francji, Nicolasa Sarkozy'ego, po jednostronnym uznaniu powstańczej Libijskiej Rady Narodowej przez Paryż.
Unia Europejska uznała w piątek Radę za "politycznego partnera do rozmów" - ogłosił przewodniczący Rady Europejskiej, Herman Van Rompuy, na zakończenie nadzwyczajnego szczytu UE, na którym dyskutowano w Brukseli nad kryzysem libijskim.
Europejscy przywódcy porozumieli się również w sprawie przestudiowania "wszelkich możliwych środków" w celu zapobieżenia atakom sił Kadafiego na ludność cywilną.
Szefowie państw i rządów 27 krajów postanowili, że wystąpią o zwołanie specjalnego spotkania na szczycie UE, Ligi Arabskiej i Unii Afrykańskiej w celu przedyskutowania sytuacji w Libii.
"Obecne przywództwo Libii powinno natychmiast oddać władzę" - podkreślił Van Rompuy na konferencji prasowej zwołanej po szczycie.