Dla sądzonych razem z Sannikauem młodych uczestników demonstracji prokurator zażądał: czterech lat kolonii karnej o zaostrzonym reżimie dla Aleha Hniedczyka i po trzy lata dla: Ilji Wasiljewicza, Fiodara Mirzajanaua i Uładzimira Jaromienka.

Reklama

>>> Dziennik.pl na Facebooku. Zobacz! Polub!

Według prokuratora Sannikau organizował masowe zamieszki podczas demonstracji opozycji w wieczór wyborów prezydenckich i kierował bezprawnymi działaniami, do których wtedy doszło. Prokurator zarzucił mu wezwanie ludzi na niedozwolone zgromadzenie 19 grudnia, wygłaszanie "zmyślonych twierdzeń o niedemokratyczności wyborów", i to, że "sprowokował tłum, podchodząc dwukrotnie do budynku rządu".

Czterech współoskarżonych, zdaniem prokuratora, brało aktywny udział w masowych zamieszkach. Ich działania pod budynkiem rządu oskarżyciel określił jako "mające na celu wtargnięcie" do gmachu.

Adwokatka Sannikaua przypomniała, że urodzony w 1954 r. polityk był w przeszłości wiceszefem MSZ Białorusi i jako dyplomata uczestnikiem rozmów na temat problemów bezpieczeństwa i rozbrojenia. Jako rażącą sprzeczność oceniła fakt, że człowiek o wielkim autorytecie zawodowym, zdolny do zajmowania się problemami w skali międzynarodowej, o dobrej reputacji, znajduje się na ławie oskarżonych.



"Wolą sądu i śledczych rodzina Sannikaua znalazła się w strasznej sytuacji psychologicznej; jego żona i dziecko żyją w strachu i izolacji" - dodała, mówiąc o żonie podsądnego Irynie Chalip, również sądzonej za udział w demonstracji i osadzonej w areszcie domowym, oraz ich trzyletnim synu.

Reklama

Wszyscy obrońcy przekonywali, powołując się na dowody i zeznania świadków, że nie dowiedziono, iż doszło do masowych zamieszek. Wskazali, że sąd w trakcie trwającego przez 10 dni procesu odrzucił wiele wniosków, które mogły poprzeć argumenty obrony.

Najmłodszy z oskarżonych 19-letni Wasiljewicz mówił w ostatnim słowie: "Odpowiadam za przestępstwo, którego nie popełniłem. Nie przyłączałem się do +awanturującego się tłumu+. W czasie pokojowej demonstracji byłem razem z obywatelami Republiki Białoruś".

"19 grudnia poszedłem na demonstrację, bo wierzyłem, że mogę swobodnie wyrażać poglądy. Okazało się, że nie mogę tego robić" - mówił student ekonomii Mirzajanau. W ostatnim słowie poprosił sąd, by "nie niszczył jego wiary w sprawiedliwość".

W wieczór wyborczy na manifestacji w centrum Mińska tysiące ludzi protestowały przeciw oficjalnym wynikom głosowania, przyznającym prawie 80 proc. ubiegającemu się o czwartą kadencję prezydencką Alaksandrowi Łukaszence. Doszło wówczas do ataku na drzwi do gmachu rządu; według opozycji była to prowokacja. Obecnie w mińskich sądach toczy się równolegle kilka procesów uczestników demonstracji, w tym pięciu byłych kandydatów opozycji w wyborach.