Amerykański przywódca jak zwykle nie przebierał w słowach i powiedział Władimirowi Putinowi, że ataki rosyjskiej armii na Gruzję są "nie do zaakceptowania". Bush zapewnił, że był bardzo stanowczy wobec Putina. Były rosyjski prezydent jest obecnie "tylko" premierem, ale nikt nie ma wątpliwości, że to on nadal decyduje o wszystkim w Rosji.

Reklama

Putin nieczęsto ma okazję usłyszeć tak zdecydowane słowa pod swoim adresem. Ale Bush wie, co robi - Gruzja to jeden z najwierniejszych sojuszników Stanów Zjednoczonych. Dlatego Ameryka nie może zostawić władz w Tbilisi samym sobie w konflikcie z potężną Rosją.

Wątpliwości co do tego nie pozostawia wypowiedź rzecznika wiceprezydenta USA Dicka Cheneya. Ostrzegł on Rosję przed dalszą agresją militarną w Osetii i Gruzji. Jeśli Moskwa nie wycofa natychmiast swoich wojsk, poniesie poważne konsekwencje - tak Cheney dodawał otuchy prezydentowi zaatakowanej przez Rosję Gruzji. Oświadczył też, że ta agresja nie pozostanie bez odpowiedzi.

Amerykański wiceprezydent podkreślił, że władze w Tbilisi mogą być również pewne mocnego wsparcia ze strony wspólnoty międzynarodowej.

Nieco wcześniej ambasador USA przy ONZ oskarżył Rosję o to, że chce siłą doprowadzić do zmiany niewygodnych dla siebie władz Gruzji.