O tym, jak wyglądały dwa miesiące spędzone przez Polańskiego w areszcie w Winterthur, opowiedział niemieckiemu tabloidowi "Bild" więzień, który siedział w sąsiedniej celi. Według jego relacji, reżyser wzywał strażników dzwonkiem alarmowym, niczym personel hotelu. "Innych za takie numery szybko pakowano do izolatki" - relacjonuje więzień.
Poza tym Polański mógł do woli korzystać z telefonu i komputera. Regularnie dzwonił do swojej żony, Emmanuelle Seigner. Ale lista osób, z którymi się kontaktował, jest znacznie dłuższa. "Klął, że go wrobiono" - relacjonuje 28-letni więzień.
Teraz Polański jest już w swoim domu w Gstaad, w którym założono system monitoringu. Poza tym reżyser musiał wpłacić trzy miliony euro kaucji. Gdyby zdecydował się na ucieczkę ze Szwajcarii, straci wszystko co do grosza. Aż do zakończenia procedury ekstradycyjnej do USA nie może wychodzić ze swej posiadłości.