Sąd był bezwzględny. Ogłaszając wyrok, stwierdził wprost, że Panasewicz dopuścił się czynu chuligańskiego. I wlepił muzykowi 13 tysięcy złotych grzywny oraz 3 tysiące złotych nawiązki dla trafionej butelką kobiety. Dodatkowo Panasewicz musi zapłacił prawie 2 tysiące złotych kosztów procesowych.

Reklama

Co na to muzyk? Na ogłoszeniu wyroku nie raczył się pojawić. Na wcześniejszych rozprawach zarzekał się, że pił alkohol dopiero po koncercie. Sąd w to jednak nie uwierzył. "Opinia biegłego jednoznacznie mówi, że alkohol musiał być spożyty wcześniej" - stwierdziła sędzia Joanna Łaguna-Popieniuk.

Wokalista próbował też tłumaczyć, że rzucił butelką w tłum, bo było gorąco i publiczność domagała się wody. "Nie miałem zamiaru nikogo trafić, a tym bardziej skrzywdzić" - twierdził. Kilkakrotnie starał się przepraszać skrzywdzoną kobietę. Wysłał jej nawet kosz kwiatów. Bez skutku.

Ogłaszając wyrok, sąd nie uwierzył w dobrą wolę Panasewicza. W zamian za to przychylił się do zeznań pokrzywdzonej Moniki K. i dwóch świadków, którzy twierdzili, że przed rzutem butelką muzyk zapytał: "Przyszliście tu na koncert czy robić zdjęcia". Zdaniem sądu, wokalista był podirytowany obecnością fotografów i rzut butelką mógł być tego efektem.

"Na filmie, na którym zarejestrowano zdarzenie, widać, że pan Panasewicz wyraźnie bierze zamach i wykonuje rzut butelką w dół. Gdyby chciał rzucić w publiczność, rzucałby z dołu do góry" - powiedziała sędzia.

To już kolejny proces w sprawie wybryku wokalisty Lady Pank. W styczniu Sąd Okręgowy w Gdańsku skazał Panasewicza na 10 tysięcy złotych grzywny i 3 tysiące złotych nawiązki. Ale artysta odwołał się od wyroku. I - jak widać - stracił na tym kilka tysięcy złotych. Ale to żaden argument dla obrońcy muzyka, który już zapowiedział apelację.