"Piotr nigdy nie okazał zdenerwowania ani strachu. Jadł spokojnie i potem dobrze spał. Wszyscy podziwialiśmy jego odwagę. Nasi dowódcy mieli ogromny problem z podjęciem decyzji o jego egzekucji. Dlatego postanowili dać mu ostatnią szansę" - relacjonuje opowieści strażników Amir, który w ręce talibów trafił miesiąc po śmierci Polaka. Stańczak usłyszał ofertę: przejdzie na islam i ocali życie. Jeśli tego nie zrobi, zginie straszną śmiercią.

Reklama

"Był jednak uparty i odrzucił nasz gest dobrej woli. Piotr powiedział, że najpierw powinniśmy go uwolnić. Pojedzie z powrotem do ojczyzny, porozmawia z rodziną, poczyta o islamie i dopiero potem podejmie decyzję, czy zmienić religię" - powiedział Amir niemieckiej agencji dpa.

>>>Talibowie spełnili groźby: Polak nie żyje

To miało zaskoczyć jego porywaczy. Nie zmienili jednak decyzji. Stańczakowi ścięto głowę. "Ale bez wątpienia był to odważny człowiek" - miał powiedzieć Amirowi jego strażnik. Amir nie podzielił losu Polaka, bo od jego rodziny talibowie zażądali tylko 25 tysięcy dolarów. Okup zapłacono. Wcześniej wiele tygodni spędził w tej samej celi, co Stańczak. Talibowie ciągle mu o nim opowiadali.

>>>Za śmierć Polaka odpowiada rząd?

Piotr Stańczak został porwany 28 września. W październiku polskie władze naciskały na energiczne działania Pakistanu na rzecz porwanego Polaka. W listopadzie do akcji miały włączyć się pakistańskie specsłużby. W grudniu do Polski zaczęły napływać pozytywne sygnały o postępie prowadzonych działań.

Talibowie zażądali jednak zwolnienia między innymi człowieka skazanego za zabicie amerykańskiego dziennikarza Davida Pearla. W lutym rozmowy z terrorystami zostały zerwane, a Polaka stracił życie.

Po śmierci Stańczaka polski MSZ zaoferował milion złotych za informacje, które mogą doprowadzić do ujęcia jego zabójców.