Środa wieczór. Boeing 737 wyczarterowany przez biuro podróży Itaka miał wylądować na poznańskim lotnisku Ławica, aby wysadzić część pasażerów wracających z Krety, a później wrócić na Okęcie żeby zabrać następną grupę turystów na wymarzone wakacje na tej greckiej wyspie. Jednak nie wszystko poszło zgodnie z planem. Do Poznania samolot nie doleciał.
W czasie lotu z Krety maszyna miała awarię i pilot zdecydował się lądować tylko w Warszawie. Tam mechanicy powinni natychmiast usunąć usterkę, w celu kontynuowania feralnego lotu. Zaraz po naprawie, kiedy pasażerowie byli już na pokładzie, a samolot lada chwila miał startować, część pasażerów poczuła dym i kategorycznie stwierdziła, że dalej nie lecą.Zażądali wypuszczenia z maszyny, ale kapitan odmówił.
"Pasażerowie przy powtórnej próbie startu wpadli w panikę. Pilot próbował zapewnić, że jest bezpiecznie, ale pasażerowie nie wierzyli i znaczna część powstrzymała start Boeinga. W tej chwili dzwoniąc do syna słyszę krzyki, płacz dzieci i wrzaski" - relacjonował jeden z pasażerów. Wybuchło ogromne zamieszanie, kapitan wreszcie zgodził się wypuścić spanikowanych ludzi z samolotu. Ostatecznie nikt nigdzie nie poleciał, ponieważ piloci przekroczyliby limit godzin pracy. Turyści zostali ulokowani w hotelu, czekając na dalszy rozwój wydarzeń.
" Część turystów poleci dziś samolotami rejsowymi, a część wieczornym czarterem, który miał lecieć na Cypr. Po drodze będzie miał jednak międzylądowanie na Krecie. To jednak jeszcze nie potwierdzona informacja" - mówi portalowi tvn24.pl rzecznik Itaki Piotr Henicz.
Na całe zamieszanie najprawdopodobniej wpływ miały ostatnie katastrofy lotnicze, które pochłonęły setki istnień. Ludzie zwyczajnie zaczęli bać się latania.