Do tajnych szczegółów kwietniowego eksperymentu w Afganistanie dotarła "Gazeta Wyborcza". Jego wynik może być decydujący dla sądu, który decydować będzie o winie siedmiu żołnierzy oskarżonych o zabójstwo afgańskich cywilów. Efekt strzałów z moździerza był przerażający.
"Mniej więcej w połowie trajektorii lotu pocisku rozstawili się saperzy, którzy mieli zabezpieczać akcję. Nie stali dokładnie na linii strzału, tylko kilkaset metrów z boku - dla bezpieczeństwa. Pierwszy pocisk zamiast w cel uderzył 900 metrów przed nimi i do tego zniosło go na bok tak, że wybuchł niecałe sto metrów przed saperami" - opowiada "Gazecie Wyborczej" uczestnik eksperymentu i dodaje, że kolejne strzały były równie nieprecyzyjne. Pociski wybuchały kilkaset metrów od celu.
Nie wiadomo, dlaczego moździerz strzelał byle gdzie. Niewykluczone, że broń ma jakąś wadę. Możliwe też, że żołnierze źle obchodzili się z amunicją. Sprawdza to teraz Prokuratura Wojskowa w Poznaniu.
Siedmiu podejrzanym komandosom z bielskiego 18. Batalionu Desantowo-Szturmowego za akcję w Nangar Khel grozi dożywocie albo 25 lat więzienia.