>>> Matka godziła się, by ojciec gwałcił córkę
Do ofiary rodzinnej tragedii na Podlasiu dotarli dziennikarze "Faktu". Gazeta publikuje jej wstrząsającą relację:
"Mieszkaliśmy w małej miejscowości Pasikurowice na Dolnym Śląsku: tata, mama Teresa i młodszy braciszek Janek. W domu nigdy się nie przelewało. Rodzice prowadzili jednak warsztat blacharsko-lakierniczy. I jakoś sobie radziliśmy. Było co włożyć do garnka.
Zanim tata zrobił mi to po raz pierwszy, byłam wesołą dziewczyną. Miałam marzenia. Jak każda nastolatka. Skończyłam właśnie gimnazjum. Chciałam uczyć się dalej. A potem wyrwać się ze wsi. Zacząć samodzielne i lepsze życie...
Ojciec miał jednak inne plany wobec mnie. Uznał, że moja edukacja jest już zakończona. Że przestałam już być dzieckiem. Że jestem już gotowa, by wejść w dorosłość. Zaczęło się niewinnie. W kółko powtarzał, że jestem tylko jego. I że z nikim nie zamierza się mną dzielić. Gdy to mówił, w najgorszych snach nie przypuszczałam, co mnie czeka. Nie sądziłam, że mówi o mnie jako o swojej kobiecie. Przecież to był mój tata!
>>> Przez lata więził i gwałcił swoją córkę
Był wieczór. Jak każdy. Ojciec przyszedł do mojego pokoju. Powiedział mamie, że chce posłuchać ze mną muzyki. Zamknął za sobą drzwi. I stanął nade mną. Nigdy nie zapomnę jego szyderczego uśmiechu. Przestraszyłam się. A on wydał rozkaz: Rozbieraj się!
Myślałam, że zapadnę się pod ziemię. Uśmiechałam się głupio. Z niedowierzaniem. Miałam nadzieję, że to żart. Bardzo głupi żart. Ale on chwycił mnie mocno za ręce. Rzucił na wersalkę. Uciskał łokciem moją szyję. Tak mocno, że nie mogłam oddychać. Drugą ręką zdarł ze mnie majtki. Zgwałcił. Bardzo bolało. Leciała mi krew. Miałam wrażenie, że ta potworność trwa całe wieki. Brzydziłam się go. Brzydziłam się siebie...
Kiedy zrobił swoje, powiedział, że jeśli komuś o tym opowiem, to zrobi mi jeszcze większą krzywdę. Nie pisnęłam nikomu ani słówkiem. Byłam przerażona. I zawstydzona. Ale ten bydlak i tak po kilku dniach przyszedł do mojego pokoju. Zrobił mi to jeszcze raz. To było obrzydliwe!
Tym razem groził, że jeśli puszczę parę z ust, zabije mnie, matkę i mojego młodszego braciszka. Nie byłam w stanie znieść tego, co ze mną wyprawiał. To było takie obrzydliwe. Poskarżyłam się mamie. Ona wściekła się na ojca. Zrobiła mu wielką awanturę. A on ją pobił.
Mama postanowiła, że się z nim rozwiedzie. Obiecała mi, że razem z bratem uciekniemy jak najdalej od niego. Że będę bezpieczna. Ale skończyło się na słowach. Ojciec szybko zastraszył matkę. Wybił jej z głowy pomysł o rozwodzie. Od tamtej pory przychodził do mojego pokoju regularnie. Jak do żony - dwa, trzy razy w tygodniu.
Próbowałam uciec z domu, ale on zawsze mnie odnalazł. Kiedy widział, że nie jest w stanie mnie zatrzymać, wyjmował klamki z drzwi. Więził mnie w pokoju. Jak niewolnicę. Przez kilka dni nie dawał mi nawet jedzenia.
Mama współczuła mi, ale nie mogła nic zrobić. Ojciec był silniejszy - fizycznie i psychicznie. Miał nad nami całkowitą władzę. Kilka tygodni po tym, jak zgwałcił mne po raz pierwszy, zaszłam w ciążę. Ojciec nawet się tym nie przejął. Taka jest kolej rzeczy - powiedział.
Dalej mnie bił i gwałcił. Nie zważał na to, że noszę pod sercem jego dzieko. Byłam przerażona. Miałam mieszane uczucia wobec tego maleństwa. Ojciec wraz z mamą postanowili, że muszę je urodzić. Nie było mowy o aborcji.
>>> Co psychiatrzy mówią o takich gwałcicielach
Kiedy przyszedł czas porodu, ojciec zawiózł mnie do szpitala we Wrocławiu. Cały czas był przy mnie. Nie miałam możliwości, by komuś powiedzieć, czyje to dziecko. Zaraz po porodzie zmusił mnie, bym zostawiła dzidziusia w szpitalu.
Kiedy wróciliśmy do domu, horror znów się zaczął. Ojciec przychodził do mojego pokoju. Kilka razy w tygodniu. To było jak zły sen. Powtarzał ciągle, że jestem k..., dlatego zasługuję na to, co mi robi. Tak się czułam - jak niepotrzebny nikomu kawałek szmaty... Kiedyś wzięłam jakieś tabletki. Chciałam się otruć. Połknęłam całą garść, ale niestety za mało. Odratowali mnie.
Dwa lata temu ojciec oznajmił, że przeprowadzamy się w jego rodzinne strony, na Podlasie. Wychował się w Rzewuszkach pod Sarnakami. Ale zamieszkaliśmy w zniszczonym, drewnianym domu na obrzeżach Grodziska pod Siemiatyczami. Unikaliśmy kontaktu z miejscowymi. Ja dlatego, że się wstydziłam, a mama i brat, bo bali się ojca. Utrzymywaliśmy się z pomocy opieki społecznej - 60 złotych miesięcznie.
Tutaj poznałam chłopaka. Myślałam, że dzięki jego pomocy skończy się to piekło. Zwierzyłam mu się ze wszystkiego. Wydawało mi się, że mnie rozumie. Okazało, że nie... Kiedy ojciec dowiedział się, że spotykam się z chłopakiem, wywiózł mnie do Belgii. Znowu mnie gwałcił, bił i głodził. Mówił, że muszę mu w naturze płacić za jedzenie. Po kilku dniach udało mi skontaktować się z Polakami mieszkającymi w Belgii. Pomogli mi uciec. Przyjechałam do swojego chłopaka do Mierzynówki. Ojciec przyjechał za mną kilka dni później.
Z siekierą w dłoni wszedł do izby. Chwycił mnie mocno za rękę i bez słowa zabrał do domu. Mój chłopak nie pisnął nawet słówkiem. Nigdy więcej nie skontaktował się ze mną.
W 2007 roku znowu zaszłam z ojcem w ciążę. Urodziłam chłopca w szpitalu w Siemiatyczach. Ojciec nie opuszczał mnie na krok. Znów kazał mi porzucić dziecko w szpitalu.
Zastanawiałam się, czy chcę kiedyś odzyskać dzieci. Doszłam do wniosku, że nie. To nie są moje dzieci...
Po sześciu latach w końcu coś we mnie pękło. We wtorek, tydzień temu, razem z mamą poszłyśmy na komendę w Siemiatyczach. Przez kilka godzin składałyśmy zeznania. Kiedy ojciec się dowiedział, próbował uciec za granicę. Bałam się, że jeśli policjanci go nie złapią, to moje piekło nigdy się nie skończy. Ale go dopadli. Na szczęście. Kiedy zobaczyłam, jak wyprowadzają go w kajdankach, odetchnęłam z ulgą. Mam nadzieję, że nigdy więcej go nie zobaczę. Ale wiem, że po tym koszmarze już nigdy nie będę mogła żyć normalnie. Tak, jak inni...".