Bebilon Pepti 2 to mlekozastępczy preparat, sprzedawany w aptekach dla dzieci mających alergię na białko. Od wczoraj telefony w naszej redakcji nie milkną. Dzwonią zdenerwowane mamy. Podejrzewają, że preparat zaszkodził ich dzieciom. "Moja córeczka jest alergiczką. Od kilku miesięcy podaję jej Bebilon" - opowiada Małgorzata Gajewska z Poznania, mama 16-miesięcznej Basi. "Kiedy przeczytałam artykuł w DZIENNIKU, zrobiło mi się gorąco. Sprawdziłam numer serii na puszce. Jest dokładnie taki sam, jak podaliście w gazecie" - mówi zdenerowana kobieta i pyta rozpaczliwie: "Co mam teraz robić?!"

Reklama

W poprzednią sobotę jej córeczka dostała wysokiej gorączki, zaczęła wymiotować. U dziecka wystąpiła silna biegunka. "Mała zaczęła się nam dosłownie przelewać przez ręce. Była odwodniona. Musiałam wozić ją do szpitala na kroplówki" - relacjonuje pani Małgorzata.

Małgorzata Kołodrub, rzeczniczka firmy Nutricia Polska - producenta leku, zapewnia, że w Bebilonie nie ma niczego toksycznego. "Pobraliśmy aż 30 próbek z podejrzanej serii. Wszystkie potwierdzały bezpieczeństwo produktu" - twierdzi Kołodrub. Teraz zapewnienia firmy weryfikuje Narodowy Instytut Zdrowia Publicznego. Do jego laboratorium trafiły już próbki Bebilonu. Wynik testów ma być znany pod koniec przyszłego tygodnia.

Główny inspektor farmaceutyczny wstrzymał sprzedaż Bebilonu o numerze serii 202531. Jak sprawdziła „Gazeta Olsztyńska”, na Warmii i Mazurach aptekarze jak gdyby nigdy nic sprzedają bebilon, nawet nie patrząc na numer serii. Twierdzą, że o decyzji inspektora farmaceutycznego nic nie wiedzą.

Reklama