W czwartek Sąd Najwyższy oddalił jako "oczywiście bezzasadną" kasację obrońcy Krzysztofa B. Zarzucał on wyrokom sądów niższych instancji skazujących jego klienta na długoletnie więzienie, że naruszono prawo i bezzasadnie uznano, że rzeczywiście doszło do znęcania się nad rodziną - tym bardziej, iż córka skazanego w końcowym etapie procesu odwołała swe zeznania.
Sędziowie SN i prokurator uznali, że wyrok 12 lat więzienia, wydany przez Sąd Apelacyjny w Białymstoku we wrześniu 2010 r., był prawidłowy. "Rodzina kazirodcza, a taką była rodzina Krzysztofa B., koncentruje energię na ukrywaniu patologii, jaka tę rodzinę toczy" - mówił sędzia SN Lech Paprzycki.
Wcześniej prokurator Małgorzata Wilkosz-Śliwa scharakteryzowała stosunki panujące w tej rodzinie, odwołując się do opinii psychologicznej sporządzonej przez biegłego. "Ojciec - dominujący, matka - wycofana i niemogąca poradzić sobie z własnymi problemami, nastoletni syn dotknięty nastoletnią chorobą sierocą i córka Alicja B., pozostawiona ze swym dramatem samej sobie" - wyliczała.
O wstrząsającej sprawie Alicji B., nastoletniej dziewczyny, dręczonej i gwałconej przez swego ojca na wsi pod Siemiatyczami (Podlaskie) cała Polska dowiedziała się we wrześniu 2008 r.
Na jaw wyszło wówczas, że Krzysztof B. przez wiele lat fizycznie i psychicznie znęcał się nad rodziną, a swą córkę gwałcił, w wyniku czego urodziła dwoje dzieci, które Krzysztof B. miał nakazać jej pozostawić w szpitalu. Dziewczyna (dziś ma 24 lata) opowiedziała o wszystkim policji, a jej ojciec został wówczas aresztowany.
Krztysztof B. zaprzeczał, by zmuszał do czegokolwiek córkę, twierdził nawet, że to ona zachęcała go do intymnych relacji. Alicja B. pod koniec procesu wycofała zeznania obciążające ojca. Sądy uznały jednak, że mówiła prawdę wtedy, gdy zdecydowała się ujawnić swój dramat.