Potężny huk, potem krzyki, piski - tak pasażerowie i świadkowie relacjonują moment katastrofy pod Szczekocinami. W sobotę wieczorem zderzyły się tam czołowo dwa pociągi dalekobieżne. Lokomotywy wbiły się w siebie, pogięte i zmiażdżone wagony wylatywały z torów, powpadały jedne na drugie.
Zdjęcia z miejsca wypadku robią straszne wrażenie.
Widzieliśmy zmiażdżonych ludzi, poprzyciskanych siedzeniami, widzieliśmy fragmenty ciał w pociągu i poza nim - opowiadał dziennikarzowi radia RMF jeden z podróżnych pociągu.
Dowiedziałem się o wypadku od siostry. Przybiegłem tu, bo mieszkam niedaleko. Widzieliśmy wiele osób, które nie mogły wydostać się z pociągu, staraliśmy się wybijać szyby w oknach, by im to ułatwić - relacjonował pana Adam, który jako jeden z pierwszych osób ratował rannych pasażerów.
Trzeba było wszystko, siedzenia, rwać. Odcinaliśmy te płyty razem ze strażakami - nożycami musieli wycinać, bo inaczej nie dostaliby się. Wszystko jest zmasakrowane, zgniecione. Siekierami musieliśmy przecinać, żeby wydostać tamtych ludzi - opowiadał inny mężczyzna, który pomagał strażakom wyciągać rannych pasażerów ze zmiażdżonych wagonów.
W sobotę wieczorem, około godziny 21 w okolicach miejscowości Szczekociny koło Zawiercia zderzyły się czołowo pociągi: TLK "Brzechwa" z Przemyśla do Warszawy Wschodniej i Interregio "Jan Matejko" relacji Warszawa Wschodnia - Kraków Główny. Pociąg Warszawa-Kraków wjechał na niewłaściwy tor, po którym z naprzeciwka nadjeżdżał pociąg Przemyśl-Warszawa.
Oba składy miały razem 11 wagonów. Jechało w nich ponad 350 osób. Wiadomo na razie o 15 śmiertelnych ofiarach. Kilkudziesięciu pasażerów jest rannych.