"Gazeta Wyborcza" przypomina, że sąd wydał wyrok w tej sprawie w listopadzie ubiegłego roku, ale dopiero dziś, gdy sąd skończył pisać uzasadnienie, wiadomo dlaczego uznano, że Ariadna G. została uznana za niewinną.
Upadek Ariadny G. ma swój początek w 2007 roku, za rządów PiS. Wtedy to po tekście Tygodnika Podhalańskiego (padają w nim sugestie związane z przyjmowaniem łapówek przez dyrektor kliniki - red.) do kliniki kierowanej przez Ariadnę G., która jest byłą synową I sekretarza PZPR Edwarda Gierka, wchodzi prokuratura i Najwyższa Izba Kontroli. Pod lupą śledczych lądują przetargi.
Rok później do prokuratury wpływa doniesienie o łapówkach przekazywanych Ariadnie G. przez jedną z austriackich firm, która dostarczała do kliniki medykamenty. "GW" przypomina, że po tym zdarzeniu była synowa Edwarda Gierka straciła stanowisko i przeszła na emeryturę.
Oskarżono ją o przyjęcie 13 łapówek. W latach 2003 - 2007 miała otrzymać od Agnieszki B, przedstawicielki austriackiej firmy, 100 tys. zł i 65,5 tys. euro. Wręczająca gotówkę sama zgłosiła się do prokuratury. Doniosła na lekarkę i dzięki temu uniknęła kary.
Ariadna G. nigdy nie przyznała się do winy, a "GW" podaje, że w sądowym uzasadnieniu nie ma żadnej wzmianki o tym, co stało się z pieniędzmi, które otrzymała dyrektor kliniki okulistycznej.
Największym zaskoczeniem jest jednak fakt, że w sędzia Maciej Jabłoński w uzasadnieniu przyznaje rację prokuraturze jeśli chodzi o fakt przyjmowania przez Ariadnę G. kopert z gotówką, ale... nie uznał ich za korzyść majątkową.
"GW" pisze, że lekarkę oskarżono z art. 228 paragraf 1 kodeksu karnego. Zdaniem sędziego, by zaistniało przestępstwo łapownictwa, trzeba wykazać związek pomiędzy pełnieniem funkcji publicznej a przyjęciem korzyści. Tego związku sędzia się nie dopatrzył.
Zdaniem sądu nie stwierdzono, by Ariadna G. miała wpływ na komisję przetargową. To czym były zatem koperty z pieniędzmi?
To była dodatkowa, nieformalna opłata, która nie wpływała na decyzje oskarżonej - ocenił sędzia Jabłoński. Jego zdaniem Agnieszka B. przekazywała pieniądze dobrowolnie z powodu chciwości oskarżonej i polityki firmy medycznej, która chciała zaistnieć na polskim rynku medycznym.
Szef szpitala dostaje koperty od firmy, która wygrywa w nim przetargi i nie jest to korupcja? Taki wyrok nie będzie pełnił funkcji odstraszającej - oceniła Grażyna Kopińska, ekspert z Fundacji Batorego.
Wyrok w sprawie Ariadny G. nie jest prawomocny. Prokuratura zapowiada apelację.