5 tys. zł sprawi, że rezydenci będą pracować w jednym miejscu?
Szczerze? Gdybym na rezydenturze zarabiała 5 tys., a do tego wzięła trzy ustawowe dyżury, to byłabym usatysfakcjonowana finansowo.

Ale to by było nie na rękę prywatnym placówkom.
Oczywiście. Wtedy one pewnie miałyby problem z lekarzami. Nie znam chyba nikogo z moich kolegów, kto nie pracuje poza szpitalem. A to oznacza pracę na drugim, a nawet trzecim etacie. To teoretycznie jest niezgodne z prawem. Przecież to właśnie rezydenci leczą większość Polaków, a traktuje się ich jak gównarzerię. Mówi się, że są młodzi, że targają nimi emocje. Jeden lekarz powiedział, że to szczylki. Rezydenci powinni go pozwać. Kiedy zaczynałam pracę, to na oddziale było czterech lekarzy specjalistów, w tym jeden emerytowany. To oni nas kształcili, lecz nie było jak ustawić dyżurów, by zawsze był z nami lekarz specjalista. Pamiętam dyżur, kiedy byłyśmy na oddziale tylko we dwie rezydentki. To był pierwszy rok specjalizacji. Bałyśmy się odpowiedzialności. Doszło do tego, że wypuszczałam pacjenta do domu, choć miałam poczucie, że powinnam zrobić dziecku więcej badań. No, ale przecież dodatkowe badania upokarzają SOR, robią minusy i po kilku godzinach dzwoniłam do rodziców, żeby zapytać, jak się czuje dziecko.

Reklama

Po co?
By przestać czuć strach. Bałam się, bo nie byłam pewna. Bo jak można być pewnym zaledwie po roku specjalizacji. Uważam, że mam najlepszy zawód na świecie. Ile razy jechaliśmy całą rodziną do szpitala w weekend, mąż z córką czekali przy szpitalu, a ja biegłam sprawdzać, jak się czuje dziecko, które trafiło tu dzień wcześniej. Zawsze tłumaczyłam córce, że to przygoda, wycieczka. Ale przecież można zrobić wycieczkę do zoo... Rezydent odpowiada za swoje decyzje tak samo jak lekarz specjalista. I w końcu staje się tym specjalistą. I ja się nim stałam. Problem w tym, że rezydenci wchodzą w źle działający system. Teraz się zebrali, bo zrozumieli, że to nie może dłużej trwać, że dzieje się to ze szkodą dla pacjentów i ze szkodą dla nich. Uważam, że nie mogą odpuścić. A to, w jaki sposób zachowują się wobec nich politycy, jest dla nich upokarzające. Jeśli w ramach protestu zrezygnują z pracy dodatkowej w przychodniach, to popołudniami trudno będzie się dostać do pediatrów czy internistów. Może to być po prostu niemożliwe. Mogę pani powiedzieć, że przychodnie – i publiczne, i prywatne – obstawiają właśnie rezydenci. Na pewno w mojej dziedzinie, w pediatrii. Obłożenie jest ogromne i ciągle jest deficyt pediatrów. Jeśli pediatrzy zrezygnują z pracy w przychodniach, to naprawdę nie będzie miał kto pracować, nie będzie miał kto leczyć ludzi, to dotknie pacjentów.

Reklama