Katarzyna Hall zaproponowała związkowcom 200 złotych podwyżki dla stażystów i 185 dla nauczycieli dyplomowanych. Chodzi o wzrost płac zasadniczych. W sumie zarobki mają wzrosnąć o 10 procent.

Reklama

Hall podkreśla, że w budżecie przygotowanym przez poprzedni rząd planowano zaledwie 3,3-procentową, trzy razy mniejszą podwyżkę. "To są granice możliwości budżetowych" - zapewnia szefowa resortu edukacji. I proponuje kolejne spotkanie za dwa tygodnie. Związkowcy nie chcą jednak czekać i piątkowego protestu nie zamierzają odwołać.

"Zdaniem Związku Nauczycielstwa Polskiego, propozycje podwyżek płac zasadniczych nauczycieli w tym roku są niezadowalające" - powiedział po negocjacjach prezes ZNP Sławomir Broniarz. Chce o wiele większego, a konkretnie 50-procentowego wzrostu wynagrodzeń.

Takim stanowiskiem pani minister jest zdziwiona. Tym bardziej, że przewodniczącego ZNP na spotkaniu nie było. "Pan Broniarz ma potrzebę protestowania, a nie uczestniczenia w merytorycznej rozmowie" - mówiła Katarzyna Hall.

I zaapelowała, żeby związkowcy lepiej policzyli. Bo proponowane przez resort podwyżki 185-200 złotych oznaczają dla nauczycieli dyplomowanych realny wzrost płac o około 350 zł. Trzeba bowiem doliczyć zwiększenie wszelkich dodatków, liczonych od pensji zasadniczej. A tych nie maja stażyści.

Choć ZNP jest z propozycji ministerialnych niezadowolny, mogą one zadowolić nauczycielską "Solidarność". Ona chce mniejszych, bo 10-procentowych podwyżek, ale przyznawanych co roku w latach 2008-2011. Ale 200 złotych podwyżki to dla "Solidarności" za mało. Żądają 215 zł.