Kiedy tylko przerażająca wiadomość o wypadku pojawiła się mediach, rodziny wpadły w rozpacz. "Tym autokarem jechały moje córki. Jedna jest ranna. Nic więcej nie wiem, nikt nic nam nie mówi" - drżącym głosem relacjonowała w TVN24 Jadwiga Kozibąk.
To miały być radosne wczasy w Bułgarii dla dzieci i bliskich górników z Lędzin. I takie były. Ale w drodze powrotnej wydarzyła się tragedia. Autokar, w którym było między innymi ponad 30 dzieci, wpadł do rowu. Sześć osób, w tym dwoje dzieci, nie żyje. Jest wielu rannych.
Związkowcy starają się pomóc ich rodzinom. W kopalni działa nawet punkt informacyjny, do którego ciągle zgłaszają się ci, których bliscy ucierpieli w wypadku. Na polecenie premiera do Serbii wysłano specjalny samolot. Bliscy rannych polecieli z lotniska w Pyrzowicach rządowym samolotem TU-154M. Oprócz nich do Serbii wysłano też polskich lekarzy i psychologów.
Samolot miał odlecieć o 17.00. Jednak wylot opóźnił się, bo niektórym członkom rodzin ofiar wypadku trzeba było wyrobić paszporty. "Stajemy na głowie, by paszporty zostały wyrobione jak najszybciej" - zapewniał dziennik.pl wojewoda śląski Zygmunt Łaszczyk. Wreszcie się udało.
Za przelot i pobyt rodzin w Serbii zapłaci kancelaria premiera. Poza zdrowiem bliskich nie muszą się o nic martwić. Kancelaria szefa rządu podkreśliła bowiem, że rodziny ofiar będą mogły zostać z bliskimi tyle, ile będzie trzeba.
Na miejsce wypadku wysłano już autokar ze środkami medycznymi. Wysłano także trzech przedstawicieli kopalni, którzy mają pomagać poszkodowanym.
Kondolencje rodzinom ofiar złożył już prezydent Lech Kaczyński. "Z głębokim smutkiem przyjąłem wiadomość o wypadku polskiego autokaru, przewożącego dorosłych i dzieci. Solidaryzuję się w bólu i łączę w modlitwie z bliskimi ofiar tej tragedii" - oświadczył prezydent Kaczyński.