Przez ponad półtora roku trwało postępowanie wszczęte na wniosek Witolda Ziobry, brata posła PiS. W kwietniu Prokuratura Rejonowa w Ostrowcu Świętokrzyskim umorzyła je.

Reklama

"Zebrany materiał dowodowy nie dawał podstaw do postawienia komukolwiek zarzutów" - tłumaczy "Newsweekowi" tamtą decyzję zastępca prokuratora rejonowego Dariusz Dryjas. Przyznaje, że przemawiała za tym opinia biegłych z Katedry i Zakładu Medycyny Sądowej Uniwersytetu Medycznego w Łodzi. Wynika z niej, że w procesie leczenia Jerzego Ziobry, który zmarł na serce w lipcu 2006 roku w jednej z klinik krakowskiego Szpitala Uniwersyteckiego, nie popełniono błędów.

Innego zdania są dwaj eksperci z Zachodu, którzy na prośbę Zbigniewa Ziobry przeanalizowali dokumentację medyczną ze szpitala. "Rozległa i zaawansowana miażdżyca tętnic wieńcowych, którą stwierdzono u pana Ziobry, zdecydowanie wymagała operacji na otwartym sercu zamiast nieprzemyślanej angioplastyki wieńcowej, która - jak można się było spodziewać - zakończyła się niepowodzeniem i kosztowała pana Ziobrę życie" - cytuje fagment ekspertyzy tygodnik "Newsweek".

Dlatego już w następnym tygodniu zapadnie decyzja, czy śledztwo będzie wznowione. Opinie zachodnich ekspertów trafiły już do sądu wraz z zażaleniem na postanowienie o umorzeniu śledztwa.

"Na Zachodzie lekarze oceniający pracę kolegów po fachu nie patrzą na jakiekolwiek korporacyjne zależności. Chcę wierzyć, że w Polsce jest tak samo" - zauważa w rozmowie z "Newsweekiem" Zbigniew Ziobro. I zaraz dodaje, że nie poluje na winnych. "Po prostu chcę ustalić, jak było naprawdę. Być może rzetelne wyjaśnienie tej sprawy jakiemuś innemu pacjentowi uratuje życie" - tłumaczy poseł PiS i były minister sprawiedliwości.