W piątek w katastrofie w rudzkiej części kopalni "Wujek" zginęło 12 górników. Do szpitali trafiło 41 poparzonych osób. Stan co najmniej kilkunastu jest ciężki.Przyczyną katastrofy - według wstępnych ocen - był zapłon metanu, niektórzy eksperci mówią też o możliwości wybuchu tego gazu.

Reklama

Litwa, który przyjechał na miejsce katastrofy, nie chciał spekulować, czy do tragedii mogło dojść na skutek sił natury, czy też mógł się do niej przyczynić błąd ludzki.

"Na tę chwilę można powiedzieć, że hipotez jest całe mnóstwo. Praca komisji będzie polegała na tym, że będziemy wykluczać pewne sprawy. Drogą dedukcji jesteśmy w stanie dojść do przyczyn najbardziej prawdopodobnych. Ile ich w sumie zostanie, trudno w tej chwili powiedzieć" - powiedział.

Prezes WUG dodał, że w przeszłości podobne zdarzenia powodowały w kopalniach tzw. pożary endogeniczne, powstające na skutek samozagrzewania się węgla. Zdarzało się, że zapłon metanu miał miejsce na skutek iskier powstałych przy urabianiu skał. Inna teoretycznie możliwa przyczyna to roboty strzałowe. "Tutaj nie mam wiedzy, czy były wykonywane roboty strzałowe" - zaznaczył.

Reklama

Bezpośrednio przed katastrofą kopalniane urządzenia nie zarejestrowały przekroczenia dopuszczalnych stężeń tego gazu, dopiero na skutek samego zdarzenia nastąpił duży wzrost stężeń. Po kilkunastu godzinach - dodał Litwa - wszystko wróciło "prawie do normalnej sytuacji".

Prawdopodobnie mimo tego rejon katastrofy będzie musiał zostać odizolowany od reszty kopalnianych wyrobisk tamami. "Nie mamy pewności co do przyczyny zapłonu i nawet z psychologicznego punktu widzenia, posyłanie kogoś w ten rejon do dalszych robót nie byłoby wskazane" - wyjaśnił prezes WUG.

Po wypadku ratownicy górniczy rozpoczęli prace w celu przygotowania linii chromatograficznej - przewodów z czujnikami do analizy składu powietrza w rejonie zagrożenia. To umożliwi zdalną kontrolę tego obszaru.