Informacje, że ratownicy przed tragedią wietrzyli rejon ściany V, gdzie później zapalił się metan, dotarły już do katowickiej prokuratury. Ta na razie ich nie potwierdza. Zapewnia jednak, że dokładnie je zbada. "Jeżeli ta osoba była tam i faktycznie był taki przypadek, że ściana była wietrzona, to na pewno zostanie przesłuchana" - zapewniła Ewa Zuwała, prokurator okręgowy w Katowicach.

Reklama

Co takiego padło w wywiadzie dla telewizji TVS? Ratownik powiedział, że kilkanaście godzin przed katastrofą wezwano jego grupę z innej stacji, by przewietrzyli ścianę. "Ta akcja była zrobiona po cichu. U nas to się nazywa <cicha akcja>, czyli nie zgłoszona do urzędu górniczego, bo jakiś inżynier sobie wymyślił, że nie będziemy tego zgłaszać i zrobimy to po cichu, a może nam się uda. I nie udało się" - mówił ratownik.

>>>Zagadkowa śmierć ratowników w kopalni

"Chodziło o większą liczbę ludzi, żeby zaradzić temu jak najprędzej, ale tu się nie dało zaradzić, tu po prostu ktoś kogoś oszukał, bo mimo tych naszych starań,nagromadzenie metanu nie było na tyle małe, żeby można tam było wpuścić górników do wydobycia węgla" - powiedział. Ratownik podkreślił, że wtedy w rejonie wybuchu były aż cztery zastępy jego kolegów.

Na razie prokuraturze pozostaje tylko zbieranie zeznań. Na miejscu katastrofy panują wciąż fatalne warunki, korytarze są zapylone, czujniki uległy zniszczeniu. Śledczy i biegli muszą poczekać do zakończenia akcji dogaszania tej części kopalni.

>>>Zobacz materiał w TVS