Były premier rozmawiał z Moniką Olejnik w audycji "Gość Radia ZET", gdzie bardzo ostro wypowiadał się o politykach PiS i wzywał do spisywania „obywatelskiego aktu oskarżenia”, który posłuży do postawienia Andrzej Duda, Beata Szydło, Jarosław Kaczyński i inni polityków PiS poniosą, kiedy ich partia straci władzę.

Reklama

Kaczyński ponosi odpowiedzialność za sprawstwo kierownicze. Jemu nie Trybunał Stanu, ale bardzo możliwe, że sąd karny, będzie groził - groził były senator.

"Jarosław Kaczyński bezczelnie kłamie"

Kiedy Monika Olejnik przytoczyła wypowiedź Jarosława Kaczyńskiego, który w wywiadzie prasowym stwierdził, że jeśli Beata Szydło opublikuje wyrok Trybunału Konstytucyjnego, może stanąć przed Trybunałem Stanu, Cimoszewicz nazwał jego słowa kłamstwem. - Bezczelnie kłamie. Mam nadzieję, że za to bezprawie ktoś zostanie pociągnięty do odpowiedzialności, stanie przed Trybunałem Stanu - mówił były minister sprawiedliwości i prokurator generalny, który stwierdził, że publikacja wyroku jest obowiązkiem Kancelarii Premiera.

Reklama

Kto do licha ma rację? Stu kilkudziesięciu sędziów sądów powszechnych, setki innych prawników, Komisja Wenecka i międzynarodowe autorytety, czy pan Duda z panem Kaczyńskim? - grzmiał Cimoszewicz, który prezydenta i prezesa PiS nazwał "dwoma doktorami prawa na szczytach władzy".

"Duda może sobie przyjmować ślubowania od przechodniów"

Reklama

Z prezydenta Andrzeja Dudy były szef rządu po prostu drwił. Komentując wypowiedź prezydenta, który mówił wczoraj w wywiadzie dla telewizji ojca Rydzyka, że prezes TK bezprawnie nie dopuszcza do orzekania trzech sędziów.

To się panu Dudzie i większości parlamentarniej tylko wydaje, że oni są sędziami. Nie można wybrać sędziów na zajęte miejsca, a one były zajęte. Prezydent może sobie przyjąć ślubowanie od kogo chce. Może wyjść na ulicę i przyjmować ślubowania od przechodniów. To nie daje im szczególnego statusu - kpił z Dudy Cimoszewicz.

Albo on to zrozumie, co mu mówi tysiąc prawników i przyjmie do wiadomości, że nie zjadł wszystkich rozumów, albo naraża się na odpowiedzialność konstytucyjną i prawną w przyszłości - upominał prezydenta były premier.