Grzegorz Przemyk został zatrzymany przez milicjantów na Placu Zamkowym w Warszawie w maju 1983 roku. Na komisariacie przy ulicy Jezuickiej maturzysta został dotkliwie pobity i z powodu obrażeń zmarł dwa dni po zatrzymaniu. Pogrzeb Grzegorza Przemyka zgromadził ponad 100 osób. Wyjaśnień od MSW, kierowanego przez Kiszczaka domagali się przedstawiciele Episkopatu Polski oraz środowiska artystyczne. Władze o pobicie Przemyka oskarżyły sanitariusza i kierowcę karetki.



Reklama

Dokumenty, do których dotarł "Wprost" potwierdzają, że sprawę na bieżąco monitorował szef MSW Czesław Kiszczak, który powołał specjalną grupę śledczą. Jej zadaniem było takie pokierowanie postępowaniem, by odsunąć podejrzenia od milicjantów. O swoich działaniach informował generała Wojciecha Jaruzelskiego oraz wicepremiera Czesława Rakowskiego. Do zdarzenia doszło kilka dni przed pielgrzymką Jana Pawła II do Polski, więc starano się jak najszybciej uspokoić nastroje społeczne.



Wraz z działaniami MSW ruszyła machina propagandowa. Z dokumentów wynika, że Jerzy Urban zaproponował takie działania, które zasieją zwątpienie co do winy milicjantów. Rzecznik rządu wymyślił także, by sprawę Przemyka zakamuflować taśmą z rozmowy braci Wałęsów. Z podsłuchu rozmowy nagranej przez SB wyłania się obraz lidera Solidarności jako osoby pazernej i cwanej. Jaruzelski zabronił jednak ujawnienie tej taśmy w maju 1983 roku. Użyto jej dopiero, gdy Wałęsa stał się poważnym kandydatem do Nagrody Nobla. Urban doradzał również Kiszczakowi, by wystąpił w telewizji i zapowiedział zawieszenie milicjantów do wyjaśnienia sprawy.

Szef MSW miałby również spotkać się z uczniami i radą pedagogiczną w liceum Przemyka.