"Jeśli masz jedną naprawdę dobrą scenę, to warto do niej cały film dokręcić" - cytatem z Andrzeja Wajdy Marek Miller rozpoczyna swoją podróż w przeszłość. Sceną jest spotkanie na Wawelu, filmem jego książka. Ale jak każdy film potrzebuje dobrego pierwszego ujęcia, tak pierwszymi klapsami tej opowieści stają się komiksowe kadry. Rysunkowy Marek Miller najpierw spaceruje po Warszawie, zastanawiając się nad pomysłem na reportaż, a potem wykręca numer telefonu do generała Jaruzelskiego. Artystyczna wizja rozmowy przedstawiona zaledwie w sześciu skąpych okienkach definiuje jednocześnie sposób użycia komiksu w reportażu. Miller korzysta z tej sztuki, by uzupełnić i wzmóc siłę swego przekazu, by stworzyć namiastkę archiwalnego komentarza na wzór kroniki filmowej. Jest to zabieg tyle interesujący, co bardzo udany.
Miłośnicy komiksu z pewnością łatwo odnajdą w poszczególnych kadrach rękę czołowych polskich twórców. Pomocą w poruszaniu się po tym nowym dla reportażysty obszarze służył Michał Chudoliński, publicysta i znawca sztuki komiksowej, który - jak napisał w podziękowaniach Marek Miller - "zainfekował" nią autora książki. Rysownicy Krzysztof Ostrowski, Przemysław Truściński i Jacek Frąś w mistrzowski sposób dopowiadają to, co słowami nie zawsze daje się wyrazić. Mimika i gestykulacja postaci współczesnych i tych przeniesionych ponad 30 lat wstecz, scenografia, a nawet barwy przywodzące na myśl wypłowiałe stare fotografie i taśmy filmowe. Kulminacyjnym efektem jest metafizyczna scena śmierci generała Jaruzelskiego w szpitalu, kiedy u jego łóżka z jednej strony staje Józef Stalin, a z drugiej Jan Paweł II, a generał musi wybierać między wiecznym potępieniem a skruchą za grzechy. Tylko w tym jednym miejscu komiks wyprzedza reportaż, w innych trzyma się ściśle ścieżki narracji wyznaczonej przez autora.
Co zatem udało się ustalić Markowi Millerowi na temat pamiętnego spotkania generała i papieża na Wawelu 22 czerwca 1983 roku? Ustalenia przebiegają kilkoma torami. Miller nie polega wyłącznie na relacji Jaruzelskiego, choć jest ona główną osią tej opowieści. Sięga również do wspomnień osób zaangażowanych w organizację pielgrzymki, zarówno ze strony watykańskiej, jak i rządowej. Dzięki nim odmalowuje klimat tamtych dni i wrażenia im towarzyszące. Czy Jaruzelski mógł dać ponieść się emocjom w towarzystwie papieża, czy raczej nieformalna rozmowa odbyła się w partnerskiej atmosferze, jak w żołnierskich słowach przedstawiał to generał? "Siadamy w cztery oczy. Spotkanie trwa ponad półtorej godziny" - stwierdził.
(...) Papież z uśmiechem mówi: "Spotykamy się, panie generale, bo doszły do mnie wiadomości, informacje, że jest pan zaniepokojony, czy moja wizyta, czy to, co ona może wywołać w społeczeństwie, nie spowoduje jakichś perturbacji, jakichś zakłóceń w dalszym ulepszaniu stosunków państwo-Kościół, a zwłaszcza w sprawach stanu wojennego". Ja mówię: "Tak, wasza świątobliwość, bardzo dziękuję za możliwość tego kontaktu, tego spotkania, bo uważam, że jest okazja, żeby spojrzeć nie tylko incydentalnie, doraźnie na ten moment, ale dokonać jakiegoś szerszego przeglądu, z którym chciałbym się podzielić". No i zaczęliśmy ten przegląd.
Relacja Jaruzelskiego jest czysta, jasna i klarowna. Nie ma w niej miejsca na emocje, są tylko fakty. Generał mimo podeszłego wieku jest wciąż mocnym graczem, który nie daje się łatwo podejść nawet tak rasowemu reporterowi, nie daje mu szansy na wyłapanie jakiejkolwiek niespójności, na uchwycenie nici wystającej z prującego się wątku. Dlatego Miller taktycznie zachodzi go z różnych stron, zmiękczając jego suchą opowieść relacjami świadków zbliżonych do obu stron.
W pokoju, gdzie odbywało się spotkanie, usłyszano jednak i podniesione głosy, gdy papież domagał się, by Jaruzelski rozpoczął dialog z uwięzionymi przywódcami "Solidarności" - na te słowa książki George'a Weigela, biografii Jana Pawła II pod tytułem "Świadek nadziei", powołuje się Miller. Zaznacza, że informacja ta pochodzi od Joaquina Navarro-Vallsa, rzecznika Watykanu. Zastanawia się, do czego jeszcze mogło dojść w czasie tej pamiętnej rozmowy. A może Jaruzelski płakał w obecności papieża, podobnie jak według Petera Rainy zdarzyło się rozpłakać Edwardowi Gierkowi przed kardynałem Stefanem Wyszyńskim?
Wieczorem 24 VIII 1980 r. Gierek się załamał. Kania poprosił prymasa o wizytę. (...) Wyszyński pospieszył do Gierka nie jako głowa polskiego Kościoła, lecz jako kapłan spełniający duszpasterski obowiązek. Prymas znalazł Gierka przerażonego, rozkojarzonego i w stanie całkowitego załamania (według relacji kard. Wyszyńskiego przekazanej osobom prywatnym). I sekretarz płakał i wtulił głowę w pierś prymasa. Błagał go o pomoc. Przyznał się do błędów, ale uważał, że robotnicy żądają zbyt wiele. Bał się chaosu, bratobójczej walki, interwencji ZSRR. Prymas uspokajał Gierka i dodał mu otuchy.
Czy spotkanie Jaruzelskiego z Janem Pawłem II mogło być pozbawione głębszych emocji, jak przedstawia to generał? Trudno w to uwierzyć, zwłaszcza że papież przyjechał do Polski w niezwykle trudnym politycznie momencie, w trakcie stanu wojennego, czasu niszczenia "Solidarności", internowania jej przywódców i działaczy, dławienia praw obywatelskich. Musiał to być także wyczerpujący emocjonalnie okres dla samego Jaruzelskiego, co przebija się zwłaszcza ze wspomnień Wiesława Górnickiego, jego bliskiego współpracownika. Górnicki opisuje w książce "Teraz już można" kulisy powitania Jana Pawła II w Belwederze i nerwówkę, jaka temu towarzyszyła. Jego relacja o tym, jak wiózł do Warszawy jedyny egzemplarz redagowanego do ostatniej chwili przemówienia, uzupełniona jest kadrami komiksu. W jednym Górnicki spieszący jasnym polonezem na spotkanie z generałem, w innym wyraźnie zestresowany Jaruzelski i jego trzęsące się dłonie.
Łamiącym się głosem, z trzęsącymi się rękami, szef polskiej junty wojskowej mówił do papieża - pisała niemiecka prasa brukowa.
Kiedy z owym jedynym egzemplarzem wszedłem do gabinetu, przeraził mnie widok Szefa - wspominał Górnicki. - Nie mógł nawet nałożyć rękawiczek, a regulamin wymaga od generałów wkładania rękawiczek przy szczególnie uroczystych okazjach. Do chwili, gdy wszedłem, był przekonany, że będzie musiał improwizować - w takiej chwili, w takiej sytuacji, wobec takiego gościa. Nie ma człowieka na świecie, którego odporność psychofizyczna wystarczałaby na pokonanie tylu stresów równocześnie.
Choć Górnicki należał do najbliższych współpracowników Jaruzelskiego, ten nigdy nie zwierzył mu się z przebiegu wawelskiej rozmowy z papieżem, nie życzył sobie też sporządzenia notatki ze spotkania. Jan Paweł II był równie powściągliwy. "Generał też mówi i myśli po polsku!" - oświadczył, podchodząc do hierarchów.
Kiedy Ojciec Święty wychodził ze spotkania, widziałem, że ma twarz przejętą. Widać było, że jest bardzo skupiony, że ta rozmowa dużo go kosztowała - zdradził Millerowi ksiądz Bronisław Fidelus, kanclerz krakowskiej kurii i wiceprzewodniczący komitetu organizacyjnego. - Musiał to być interesujący dyskurs, bo trwał przez 108 minut, o trzy kwadranse dłużej, niż początkowo zakładano - precyzował z kolei Górnicki. - O treści tej rozmowy nie wiedzieliśmy, więc nie było dyskusji - dodawał prymas Józef Glemp.
Spotkanie z Jaruzelskim stało się nawet przyczynkiem do powstania anegdoty na ten temat. Kiedy Jan Paweł II stanął wieczorem w oknie siedziby arcybiskupów przy Franciszkańskiej 3, musiał zmierzyć się z ciekawością zgromadzonego na ulicy tłumu.
- Co było na Wawelu? - skandowała młodzież.
- Trzeba było tam być - odpowiedział papież.
- Nie wpuścili - usłyszał w odpowiedzi.
- Widać nie zasłużyli - uciął Jan Paweł II.
Ustalenia Marka Millera, jego rozmowy z Wojciechem Jaruzelskim i osobami z otoczenia obu stron spotkania oraz wspomnienia, wywiady i dokumenty, na jakie powołuje się reportażysta, nie pozostawiają wątpliwści, że był to moment o ogromnym znaczeniu historycznym. Musiał mieć również ogromny wpływ na generała, który już 19 grudnia napisał do papieża list, w którym zapewnił, iż jest "pod wrażeniem rozmowy" odbytej na Wawelu. "Obaj jesteśmy pełni płynącej głęboko z serca troski o losy naszej ojczyzny" - dodał.
Reporter z wrodzoną sobie dociekliwością podchodzi jak najbliżej tej niewątpliwie przełomowej rozmowy, wyłapuje jej fragmenty, stojąc tuż obok, dosłownie za drzwiami, przygląda się rozmówcom przez szybę, ale jest to wciąż gruba mleczna tafla, tłumiąca dźwięk, rozmywająca obraz, nie pozwalająca uchwycić meritum. Trzeba mieć jednak świadomość, że bliżej niż udało się to Millerowi podejść już się nie da. Choć może nic straconego, bo jak tłumaczył mistrz reportażu Ryszard Kapuściński:
"Spotkanie jest przeżyciem, którego nie można przekazać, lecz jedynie przybliżać. Przekazać można wiedzę, ale nie przeżycie, bowiem posiada ono pewien dodatkowy wymiar egzystencjalny, którego nie można opisać słowem. Nie możemy więc dojść do celu. Możemy się tylko przybliżyć".