Magdalena Ogórek wydała niedawno nową książkę. Pozycja "Lista Wachtera. Generał SS, który ograbił Kraków" – bo tak brzmi jej tytuł – jest szeroko komentowana w sieci.
Internauci krytykują styl, w jakim Magdalena Ogórek napisała książkę. Na Twitterze powstał nawet hasztag #ogorkizm, którym autorzy opatrują swoje "dzieła", zainspirowane fragmentem z książki byłej kandydatki na prezydenta z ramienia SLD.
Tak brzmi oryginalny cytat (za wp.pl): "Po 6:00 budzą mnie pierwsze promienie słońca. Przez moment leżę nieruchomo w łóżku, ale po chwili odrzucam ciepłą kołdrę i wstaję. Dzień ponownie zapowiada się upalny, choć ja zmarzłam tej nocy. Dopiero podczas śniadania udaje mi się rozgrzać czarną herbatą z cytryną. Gdy po godzinie wychodzę z hotelu, słońce nad Wełtawą przygrzewa już mocno. Dokładnie taki sam słoneczny dzień jest we wrześniu 1941 r. Do Pragi przybywa kat Hitlera, Reinhard Heydrich, nowy Protektor Czech i Moraw".
A to próbka twórczości internautów.
Ogórek kontruje
Na krytykę swojego dzieła odpowiedziała sama autorka.
Dofinansowanie z resortu
Książka Ogórek została dofinansowana przez Ministerstwo Kultury kwotą 40 tysięcy złotych. Portal wp.pl sprawdził, jak wydano te pieniądze. - 9 tys. zł poszło na honorarium Magdaleny Ogórek. To zaskakujące, bo jeszcze w marcu 2017 roku autorka oburzała się na media, sugerujące jej zdaniem, że dotacja z ministerstwa to pieniądze, które trafią na jej konto – donosi wp.pl. Resztę dotacji wydano na sprawy techniczne związane z publikacją książki, np.: wydruk czy korektę. Portal powołuje się na informację od prezesa wydawnictwa, które przygotowało publikację.