W pierwszych dniach po czerwcowych wyborach największym zaskoczeniem było dla nas, że w tzw. okręgach zamkniętych, zwłaszcza tam, gdzie głosowała policja i wojsko, za granicą, odniesliśmy zdecydowany sukces. O Polonii wiedzieliśmy, że nas popiera. Ale mundurowi?

Reklama

Tym bardziej więc wiedzieliśmy, że sukces jest całkowity. Zadawaliśmy sobie pytania, co to oznacza, jaka będzie przyszłość.

Sam 4 czerwca 1989 r. był efektem okrągłego stołu i tego, co robiliśmy. To tamte wydarzenia pamiętam doskonale. Natomiast prawdę powiedziawszy, nie pamiętam nic z czasów zaraz po ogłoszeniu wyników. To był nasz największy błąd, który mści się na nas do dziś. Bo trzeba było nie pójść do pracy, zrobić solidną fetę na ulicach, napić się z kolegami, zrobić regularna balangę. Tak, żeby długo było potem co wspominać. Byłaby to świetna zabawa dla przynajmniej trzech pokoleń Polaków.

A tak ciążył na nas stan wojenny, zmęczenie materiału było duże. NIe potrafiliśmy się cieszyć z ewidentnego sukcesu. Do dziś zresztą nie mamy nawyku publicznego świętowania, cieszenia się ze wspólnego sukcesu na ulicach, z sąsiadami.

Ogarnęła nas szarzyzna. Nie było zabawy, ale nie było też odruchów nienawiści. NIe marzyliśmy o podcinaniu gardeł przegranym. Mieliśmy świadomość swojej siły, ale kompletnie nie potrafiliśmy tego pokazać.

Reklama