Po przeczytaniu wywiadu z Piotrem Kownackim, szefem Kancelarii Prezydenta, wpadłam w wielkie zdumienie. Zastanawiam się, czy już złożył rezygnację, czy dopiero ma taki zamiar. Bo nie może się stać inaczej, gdy najbliższy współpracownik głowy państwa mówi, że w prezydenckiej kancelarii panuje chaos, a Lech Kaczyński nie wie, co będzie robił następnego dnia. To jest naprawdę zaskakujące i nie wiem, czemu ma służyć. Może minister Kownacki chce w ten sposób zachęcić nas, żebyśmy współczuli prezydentowi lub myśleli, że nie wie on, co się wokół niego dzieje?

Reklama

Do tej pory byliśmy świadkami wojny między Piotrem Kownackim a Michałem Kamińskim. Wszyscy wiedzieli, że panowie się nie znoszą. Kamiński jednak wyjechał do Parlamentu Europejskiego. Teraz Piotr Kownacki pozostawił w cieniu także Macieja Łopińskiego, który zawsze był blisko prezydenta, a nagle dla opinii publicznej zniknął. Kownacki powinien więc skorzystać z sytuacji, że chwilowo nie ma wokół siebie konkurencji. Tymczasem mam nieodparte wrażenie, że w każdym kolejnym wywiadzie zalicza jakąś wpadkę. Przede wszystkim ma dość dziwne dowcipy. Rozpoczynając kampanię prezydencką Lecha Kaczyńskiego, odniósł się do sondażu „Gazety Wyborczej”, w którym wygrała Jolanta Kwaśniewska. Powiedział, że największe szanse, żeby zostać prezydentem, ma Koziołek Matołek. Chcąc dopiec Jolancie Kwaśniewskiej, przy okazji obraził więc swojego pracodawcę. To ryzykowne posunięcie, zważywszy, że wcześniej intensywnie zabiegał o to, by pracować w kancelarii prezydenckiej. Teraz cały czas tam jątrzy. Po dobrym spotkaniu prezydenta z premierem potrafił tak dolać oliwy do ognia, że wszczynał awanturę.

Nie pozostaje mi nic innego, jak współczuć Lechowi Kaczyńskiemu. Bo poza Kownackim ma jeszcze w swoim otoczeniu byłego ministra Michała Kamińskiego, którego teraz krytykuje cała prasa brytyjska. Pisze o tym, że Kamiński jest homofobem i facetem, który odwiedzał Pinocheta. W tym całym zamieszaniu przypomina mi się pewna historia. Gdy Sławomir Siwek odszedł z kancelarii Lecha Wałęsy, strasznie go krytykując, powtórzyłam mu w radiu znane powiedzenie: widziały gały, co brały.

Dziś pewne jest, że Kownacki wiele zawdzięcza Lechowi Kaczyńskiemu. Został przecież szefem PKN Orlen nie ze względu na swój wielki talent, ale tylko dzięki obecnemu prezydentowi. Jeżeli coś mu się nie podoba, to powinien odejść. Nie wypada krytykować szefa. Niektórzy twierdzą, że Kownacki, mówiąc to wszystko w ostatnim wywiadzie, odnosił się do poważnych spraw ze zwykłą ironią. Niestety, nie przełożyła się ona na papier. Może wszystko brzmiałoby inaczej, gdyby rozmowa odbyła się w telewizji albo radiu... A może, gdy panowie rozmawiali, był wielki upał i dużo wina? Jeżeli jednak mówi się publicznie, że w Kancelarii Prezydenta panuje chaos, prezydent jest za bardzo autentyczny, zbyt szczery, a jego praktyką jest działanie bez żadnego planu, to trzeba liczyć się z konsekwencjami. Ponadto Lech Kaczyński – według Kownackiego – jest niechętny oficjalnym ceremoniom i woli spotykać się z mieszkańcami wsi i miast, a wobec swoich pracowników stosuje same niemal kary. Szczerze wątpię, czy można te słowa odbierać jako ironię.

Reklama

Wyobrażam sobie, jak Lech Kaczyński opowiada teraz, że to jego szef kancelarii jest jakiś niepoukładany i nie wiadomo, o co mu chodzi. Jeśli Piotr Kownacki pozostanie na swoim fotelu, będzie to znaczyło, że prezydent ma zupełnie niezwykłe poczucie humoru.