Największym zaskoczeniem - dla większości ekspertów - był w kończącym się roku kryzys w Rosji i dramatyczny spadek wartości rubla. Niektórych, zwłaszcza na zachodzie Europy, zaskoczyło tempo i kierunek rozwoju wypadków na Ukrainie. Tego, że dojdzie do referendum na Krymie i że Krym po prostu zostanie przyłączony do Rosji, nie spodziewał się w Brukseli nikt, na czele z ówczesną szefową dyplomacji unijnej Catherine Ashton. Jeszcze rok temu nikt zatem nie podejrzewał, że rubel drastycznie straci na wartości. I tak, jak co roku słyszymy o zaskoczeniu kierowców i służb opadami śniegu w zimie, tak zachodnia Europa z zaskoczeniem obserwowała kolejne wydarzenia na Ukrainie i w Rosji.
2015 rok pod znakiem Rosji i islamu
W nowym roku najważniejszymi rozgrywającymi będą dalej Rosja (i jej cień - Stany Zjednoczone) i tzw. Państwo Islamskie. Po aneksji Krymu i wybuchu wojny na wschodzie Ukrainy oczekiwać można wszystkiego złego - czyli destabilizacji sytuacji w innych krajach. Na celowniku w pierwszej kolejności jest mała i uboga Mołdawia. Po tym, jak w wyborach parlamentarnych wygrała koalicja proeuropejska, Rosja rozpoczęła kolejną fazę szantażu ekonomicznego, a narzędziem w jej rękach potencjalnie jest Naddniestrze.
Niepokój jest wyczuwalny w Estonii oraz na Łotwie i Litwie - zwłaszcza te dwa pierwsze kraje boją się wykorzystania mniejszości rosyjskojęzycznej do wprowadzenia chaosu wewnętrznego a nawet wręcz sprowokowania konieczności "rosyjskiej pomocy". Unijne sankcje przyparły Rosję do muru. A i sam Putin jest w pewnym stopniu zakładnikiem jeszcze większych radykałów. To może prowokować Moskwę do agresywnych działań - jeśli nie w postaci otwartej wojny, to przynajmniej szantażu energetycznego i różnego typu prowokacji. Tym bardziej, że konfrontacja jest też na rękę Stanom Zjednoczonym.
Zagrożeniem jeszcze większym będzie w dalszym stopniu tzw. Państwo Islamskie. Uparcie piszę tak zwane - bo islam w nazwie jest wykorzystywany instrumentalnie. Problemem będzie zarówno ekspansja IS na kolejne kraje, jak i przenikanie ludzi ogarniętych tą ideologią do krajów europejskich. A co za tym idzie ryzyko zamachów terrorystycznych i radykalizacja nastrojów społecznych. Już choćby po przykładzie Szwecji, Holandii (znamienne, to dwa kraje uważane za wzorzec europejskiej tolerancji i polityki otwartych drzwi dla przybyszów), Niemiec czy Francji widać, jak bardzo polaryzuje się społeczeństwo. Radykalizują się - często pod przymusem dżihadystów - miejscowi muzułmanie, a z drugiej strony coraz częstsze są postawy skraje antyislamskie wśród pozostałej ludności. Zachodniej Europie, zwłaszcza tym krajom, które mają największy odsetek ludności muzułmańskiej, grozić będą konflikty wewnętrzne i zamieszki.
Wybory krajowe odbiją się echem w Europie
W interesujący sposób radykalizacja nastrojów i antyislamski trend może wpłynąć na wyniki wyborów prezydenckich we Francji. Jeśli Marine Le Pen zdoła utrzymać rosnącą tendencję poparcia, to ma poważne szanse na wygranie wyborów. A ta wygrana oznaczałaby duże zmiany nie tylko we Francji, ale i w całej Unii Europejskiej.
Jeszcze większe zmiany mogłaby przynieść ewentualna wygrana UKIP Nigela Farage’a w wyborach parlamentarnych w Wielkiej Brytanii. Zarówno Le Pen, jak i Farage są ostentacyjnie eurosceptyczni i nawołują wręcz do referendum w sprawie dalszego pozostawania ich krajów w Unii Europejskiej. Co oznaczać zatem mogłaby ich wygrana, nietrudno sobie wyobrazić. Ryzyko wyjścia z Unii Francji i Wielkiej Brytanii zachwiałoby pozycją UE i osłabiłoby ją. A wybory odbędą się także w m.in. Danii, Estonii, Grecji i Hiszpanii, nie wspominając o Polsce. Właśnie ta powyborcza układanka, zwłaszcza jeśli zostanie zakwestionowany dotychczasowy układ rządzący, może nieźle namieszać w Europie.