– W najbliższym roku skupimy się na działaniach modernizacyjnych związanych z obroną przeciwrakietową. Zostanie zawarty kontrakt dotyczący obrony przeciwrakietowej znany pod kryptonimem Wisła. Skupimy się także na obronie cybernetycznej. Na obronę cybernetyczną zostanie prze kazany ponad miliard złotych. Skupimy się również na kwestiach związanych z obroną naszego morza. Zostanie zawarty kontrakt na łodzie podwodne. To są nasze główne kierunki działania – zapowiadał szef MON.
Mówił też o reformie systemu dowodzenia, obronie terytorialnej i zapowiedział, że program śmigłowcowy będzie w tym roku zrealizowany. Chodzi o 1 6 maszyn : osiem dla wojsk specjalnych i osiem morskich. O ile najpewniej zostanie przeprowadzona reforma systemu kierowania i dowodzenia czy zwiększona liczba wojsk OT (choć na razie wbrew słowom ministra nie ma trzech sformowanych brygad), o tyle, jeśli chodzi o obietnice dotyczące zakupów, już teraz widać, że minister Macierewicz po raz kolejny minie się z prawdą.
Zacznijmy od końca. Czyli od śmigłowców, które najwyraźniej w oczach ministra straciły nieco na znaczeniu. Jeszcze kilka miesięcy temu szef MON zapowiadał, iż dwie sztuki do końca 2016 r. trafią do wojska. Nie trafiły. Ostatnio rzecznik resortu Bartłomiej Misiewicz mówił, że dwa pierwsze śmigłowce testowe trafią do wojska na przełomie stycznia i lutego. Szansa na to jest minimalna. A nawet jeśli coś takiego by się zdarzyło, to będzie to medialna szopka. W regulacjach resortu obrony jest przewidziana procedura poznawcza, i to najpewniej na jej podstawie MON na kilka tygodni "pożyczy" śmigłowce od Amerykanów z Lockheed Martin. Po oficjalnym pokazie staną one na płycie lotniska i będą pięknie wyglądać. Wtedy będzie można zadać sobie pytanie, jak ma się do takiego postępowania założenie równego traktowania wykonawców.
Reklama
Czy minister zaprosi na testy także konkurentów z Leonardo i Airbusa? To, co się wydarzy w najbliższych dniach, będzie oficjalnym zaproszeniem do negocjacji wszystkich trzech wykonawców (dla przypomnienia: rząd PiS ma za sobą 14 miesięcy u władzy). Później oferenci powiedzą, co mają i kiedy sprzęt mogą dostarczyć, a potem nastąpi wielotygodniowy proces zmiany wymagań, które śmigłowiec ma spełnić. To będzie procedura, na którą zapewne prokuratorzy już za następcy ministra Ziobry zwrócą szczególną uwagę. Później dopiero będzie można złożyć oferty i wynegocjować kształt ostatecznej umowy. Tutaj na przeszkodzie stanie jeszcze to, że procedura jest niejawna, a USA i Polska mają inny system klauzul tajności. Od kilku lat mimo ciągłych rozmów z udziałem ABW nie udaje się podpisać umowy, która by problem rozwiązała. To wszystko oznacza, że podpisanie umowy na śmigłowce w tym roku byłoby nie lada wyczynem. Ale już dostawa 1 6 maszyn dla Wojska Polskiego nie zdarzy się na pewno. W tym roku nie będzie pełnej realizacji tego kontraktu. O ile jeszcze kilka tygodni temu w Mielcu faktycznie było kilka maszyn, które MON mogło kupić, o tyle teraz wiadomo, że zostały one sprzedane. Nowe trzeba wyprodukować. A patrząc na zmienność nastrojów ministra obrony, nikt poważny nie zacznie robić czegokolwiek bez podpisanej umowy.
Reklama
Macierewicz mówił, że w tym roku "zostanie zawarty kontrakt na łodzie podwodne". Abstrahując już od tego, że powinno się używać formy okręty podwodne (OP), a sformułowanie "łodzie podwodne" to rusycyzm, taki kontrakt też nie zostanie w tym roku zawarty. Powodów można by wymieniać wiele, przytoczę jeden. W Norwegii, która ma duże doświadczenie w kupowaniu najbardziej skomplikowanego sprzętu wojskowego, jakim są OP, i gdzie trwają już znacznie bardziej zaawansowane prace w tej materii, nad tym projektem pracuje ok. 50 osób. Norwegowie szacują, że podpiszą kontrakt najpewniej w 2019 r . W Polsce, gdzie nie mamy doświadczenia w nabywaniu okrętów podwodnych, w odpowiedzialnym za zakupy sprzętu dla Wojska Polskiego Inspektoracie Uzbrojenia nad tą kwestią pracują... dwie osoby. To nie jest chochlik drukarski. Warto też zauważyć, że choć dla tych urzędników Orka, czyli program okrętów podwodnych, jest zadaniem priorytetowym, to niejedynym. I my chcemy podpisać umowę w tym roku. Zasadniczo w tym miejscu komentarz można by zakończyć, bo po co rozmawiać o czymś, czego nie ma i nie będzie.
By zobaczyć światełko w tunelu, należy wspomnieć, że największe kontrakty dla Wojska Polskiego (podpisanie umowy na tarczę przeciwrakietową „Wisła”) wydają się w tym roku możliwe i realne. I to będzie duży sukces. Bo mówimy o broni, która zwiększa nasze bezpieczeństwo. Jedyny problem jest taki, że kosztuje ok. 40 mld zł, czyli wyczerpuje budżet na modernizację wojska na cztery – pięć lat. Ale wtedy przynajmniej nie będzie się trzeba martwić kontraktami, które nie zostały zawarte.