"Dajmy im się zbłaźnić do końca, Kaczyńskiemu też" - mówi dziennikowi.pl Wałęsa. Chodzi nie tylko o ocenę jego prezydentury, ale też o niewydaną jeszcze książkę historyków IPN, w której mają znajdować się dokumenty potwierdzające jego związki z SB.

Reklama

Lech Wałęsa zapowiada, że po ukazaniu się książki ujawni, kto był agentem "Bolkiem".

Prezydent Kaczyński nie boi się tych zapowiedzi. "Przy układzie sił w mediach wkrótce się okaże, że <Bolek> to był zupełnie ktoś inny, a być może to będzie zbiorowy pseudonim braci Kaczyńskich" - ironizował w Polskim Radiu.

Wałęsa nie oszczędza także profesora Andrzeja Zybertowicza - prezydenckiego doradcy, który był recenzentem książki i w radiu RMF powiedział, że bez wahania i wątpliwości Lech Wałęsa był tajnym współpracownikiem Służby Bezpieczeństwa.

Reklama

"Gdybym miał taki charakter jak pan Zybertowicz, to w tamtych czasach byłbym <Bolkiem>" - odciął się Wałęsa.

Co prawda, zdaniem Zybertowicza, Lech Wałęsa uwolnił się od współpracy z SB po 1976 roku, ale nie do końca. "Myślę, że szantażowano go. Myślę, że będąc przywódcą <Solidarności>, mógł jednocześnie cały czas pozostawać na jakieś uwięzi" - twierdzi prezydencki doradca.

A Lech Wałęsa odpowiada: "Gdybym nazywał się Zybertowicz, to dałbym się szantażować, ale ja się nazywam Wałęsa".

Historycy IPN Sławomir Cenckiewicz i Piotr Gontarczyk przygotowują książkę o Lechu Wałęsie, opartą na materiałach IPN. Według radia RMF, będą się w niej starali przekonać czytelników, że Służba Bezpieczeństwa zwerbowała Lecha Wałęsę w 1970 roku i nadała mu pseudonim Bolek. Były prezydent miał współpracować z bezpieką przez kilka kolejnych lat.