Próbom zorganizowania spotkania miało zaszkodzić orędzie Lecha Kaczyńskiego na temat traktatu lizbońskiego. W wystąpieniu wykorzystano między innymi mapę Niemiec sprzed 1939 roku.
Od początku komentarze w niemieckiej prasie były bardzo ostre. Władze jednak milczały. Według "Gazety Wyborczej", polskie MSZ przyznaje, że nastroje w Berlinie są złe. I nikt już nie ma ochoty na rozmowę z prezydentem. Niemcy tłumaczą, że nie potrzebują polskiego pośrednictwa w tej sprawie.
Polska miałaby wziąć na siebie przekonanie ukraińskiej premier Julii Tymoszenko do otwartej i mocnej deklaracji, że Kijów chce wstąpić do NATO. Tymoszenko do tej pory unika jasnego stawiania sprawy. A to dlatego, że Ukraińcy są w tej sprawie mocno podzieleni, przeciwna jest także Rosja. Być może podejmie się tego premier Donald Tusk, który jutro wybiera się na Ukrainę.
Z drugiej strony prezydent miał spróbować przekonać Niemcy do wycofania sprzeciwu wobec przyjęcia Ukrainy do tzw. planu działań na rzecz członkostwa w NATO. Jednak szanse na jego spotkanie z Angelą Merkel w tej sprawie są minimalne.